Janina Wyzińska z Bochotnicy samotnie opiekuje się 21-letnią córką z ciężkim porażeniem mózgowym. Nie radzi sobie z jednym. W okresie roztopów dojazd do jej domu graniczy z cudem.
Pozostaje dłuższa trasa, polną drogą od strony Gór. Gmina zdołała utwardzić jej sporą część. W błocie tonie jednak 200-metrowy odcinek. Chociaż kłopot dotyczy także pięciu innych gospodarstw, to władze Kazimierza Dolnego do tej pory nie zdołały przyjść z pomocą mieszkańcom.
– Przecież doskonale znają sytuację. Uciekają tylko na mój widok. Nie chcą rozmawiać – załamuje ręce pani Janina.
Mieszkańcy przysiółka za zamkiem Esterki wielokrotnie zwracali się w tej sprawie do gminy.
– Burmistrzowie przyjechali na wizytację, ale w porze suchej, kiedy droga jest przejezdna. Więc problemu nie stwierdzili. Gdyby wybrali się teraz, nawet by nie dojechali – uważają mieszkańcy. Ich zdaniem sprawę załatwiłyby dwie wywrotki gruzu.
Burmistrz Grzegorz Dunia doskonale zna problem. – Znam to miejsce. Rzeczywiście, jest kłopot. Należy jednak zrozumieć, że w podobnej sytuacji są również mieszkańcy w innych częściach gminy. To nie brak chęci czy zaniedbanie ze strony gminy, ale zwyczajny brak środków. Przy naszych możliwościach nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego naraz – mówi Grzegorz Dunia.
Władze Kazimierza Dolnego obiecują jednak, że dopilnują, aby najgorsze odcinki drogi zostały udrożnione, ale dopiero wiosną.
– W tym momencie nie ma sensu sypać tłucznia w błoto. Trzeba poczekać, aż ziemia wyschnie. Dopiero wtedy można przeprowadzić jakiekolwiek prace. Gdybyśmy wjechali tam teraz ciężarówkami, tylko pogorszylibyśmy sytuację – tłumaczy Dunia.
Sprawą pani Janiny zainteresowaliśmy również radnych z Bochotnicy. – Należałoby przyjrzeć się czy odcinki, które akurat teraz utwardzamy, są priorytetowe. Szkoda że pani Janina nie zainteresowała nas tym tematem, bo zgłosilibyśmy to na sesji znacznie wcześniej. Będziemy interweniować w gminie aż do skutku – zapowiada radny Piotr Guz.