Tuż przed sezonem największym zmartwieniem była susza i brak pracowników sezonowych. Potem przyszły ulewy i w efekcie znaczna część owoców została na polach. – A do tego ceny na skupie dwa razy niższe niż rok wcześniej – zżyma się jeden z rolników.
To był marny sezon, jakieś 60 proc. owoców zostało na polu – szacuje Grzegorz Rusiecki z Leokadiowa za Puławami, właściciel 7-hektarowej plantacji. – Zgniły z powodu deszczy i mgieł. Pokryła je szara pleśń. Przemysł też w tym roku płacił marnie, więc jeśli dalej będzie to tak wyglądać, to nie ma to sensu.
Jak zapowiada, w przyszłym roku, żeby ograniczyć koszty, zlikwiduje połowę swojej plantacji.
Daleka od zadowolenia jest także Iwona Bachanek z Polesia (gm. Puławy).
– Z suszą jakoś sobie radziliśmy, ale z taką ilością opadów, jaka spadła w ostatnich miesiącach nie mogliśmy już nic zrobić. Próbowaliśmy ją wypompowywać, ale starszych odmian nie udało się uratować. Na polu zostawiliśmy 60 ton owoców. W tym sezonie ponieśliśmy więc ogromne straty. Tym bardziej, że przemysł zaoferował bardzo niskie ceny, w ostatnim okresie to było 1,40 za kilogram. To znacznie poniżej jakiejkolwiek opłacalności.
Damian z Baranowa: – Taka cena to jest żart, katastrofa. Tyle to płacili 20 lat temu. Nawet nie wiem jak mam to skomentować. Żeby utrzymać plantację, trzeba pracować cały rok, plewić, opryskiwać, dbać o. Potem zatrudnić pracowników, zapłacić im, co roku więcej – dodaje właściciel 4-hektarowej plantacji.
Niektórym udało się uratować swoje zbiory przed zgniciem.
– Od szarej pleśni są specjalne środki. Ja zapobiegawczo popryskałem i jestem zadowolony – mówi Paweł Sierhej z Wólki Krzymowskiej koło Międzyrzeca Podlaskiego. – Deszcze te zbiory utrudniały, ale ja tego sezonu na straty nie spiszę. Jedyne, na co mogę narzekać, to niskie ceny skupu.
– Jeśli ktoś miał małe poletko, z dobrą odmianą i zawczasu opryskał, to nie stracił. Ale ci więksi mieli w tym roku duży problem. Na polu robiła się marmolada, było tak mokro, że nie dało się wjechać. A ceny dwa razy niższe, niż w tamtym roku – dodaje Janusz Iganciak z wioski Cełujki (powiat bialski).
Skąd tak niskie ceny? – To nie jest jakieś widzimisię odbiorców, właścicieli chłodni. Mamy globalny rynek, który dyktuje ceny. A te związane są także z jakością truskawki, która w tym roku jest fatalna. Potwierdzają to badania mikrobiologiczne, np. na zawartość drożdży. W największym stopniu zawiniła pogoda, na którą nie mamy wpływu – tłumaczy Dorota Kołodyńska-Wójcik, kierownik chłodni „Klementynka” w Klementowicach.
Rolnikom z regionu merytorycznie stara się pomagać Lubelski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Końskowoli.
– Ten sezon faktycznie trudny z uwagi na obfite opady. Dlatego zachęcamy do stosowania środków ochrony roślin. Ale przy takich pogodowych anomaliach nawet to nie daje stuprocentowej gwarancji powodzenia – przyznaje Alicja Pawlak-Zdziechowska z LODR.