Władysław Kosiniak-Kamysz, wicepremier i minister obrony, w poniedziałek odwiedził Lotniczą Akademię Wojskową. Mówił o zmianach w procesie kształcenia załóg śmigłowców. Ich celem jest uproszczenie i skrócenie tego procesu na wzór amerykański.
Polska dokonuje rekordowych zamówień sprzętu wojskowego, w tym wielu statków powietrznych jak odrzutowe myśliwce F-35, czy śmigłowce uderzeniowe AH-64 Apache. Żeby ten amerykański sprzęt w przyszłości nie czekał w hangarach na to, aż wykształcimy kadry potrafiące go obsługiwać, resort obrony zamierza już teraz przyspieszyć proces szkolenia powietrznego personelu.
- Chodzi o to, abyśmy skrócili proces szkolenia. Na śmigłowcach w Stanach Zjednoczonych i większości państw NATO, latają podoficerowie. W Polsce kiedyś też tak było, ale po zmianach wszyscy obsługujący te statki powietrzne muszą mieć ukończone wyższe studia. Skoro w USA ten proces przebiega sprawniej, to my również możemy to robić. Potrzebujemy zmian w procesie szkolenia, które ten proces skrócą i podniosą jego efektywność - tłumaczył Władysław Kosiniak-Kamysz, który w poniedziałek odwiedził Lotniczą Akademię Wojskową w Dęblinie.
- Nie znaczy to, że będzie mniej praktyki, czy więcej teorii. Praktyki będzie jeszcze więcej z zachowaniem standarów, bo zachowanie poziomu szkolenia i bezpieczeństwa jest dla nas najważniejsz - podkreślił wicepremier. Jego zdaniem obecny system wymaga "radykalnych zmian", by Polska zdołała zapewnić obsadę dla całego sprzętu, który jest obecnie zamawiany na potrzeby naszych Sił Powietrznych. Chodzi o pilotów, ale także personel naziemny i wspierający. Nowy, uproszczony system szkolenia, miałby ruszyć już od przyszłego roku akademickiego 2025/26.
Minister wspomniał również o pracach nad zmianami legislacyjnymi, które mają ułatwić łączenie studiów z dobrowolną, zasadniczą służbą wojskową. Obecna ustawa uniemożliwia przerwanie służby, by skończyć studia. To ma się zmienić z korzyścią dla osób, które chcą ukończyć jedno i drugie.
- Chcemy pomóc wszystkim tym, którzy są ambitni, by mogli studiować. Pochylimy się indywidualnie nad każdym żołnierzem i postaramy się wypracować dla każdego z nich optymalne rozwiązanie - mówił Kosiniak-Kamysz.
Szef resortu obrony zapowiedział ponadto "wykorzystanie potencjału" innych lotnisk, niż to w Dęblinie, wskazując na przykład Radomia. - Będziemy prowadzić proces nauki na innych lotniskach, bo Dęblin tym wszystkim lotniczym operacjom sam nie podoła. Wojsko ma duże potrzeby - zauważył.