Hańba, porażka, wstyd – tak radni Zamościa oceniają organizację wyjazdu ich reprezentantów do partnerskiego Schwäbisch Hall. Samochód, którym czteroosobowa delegacja miała dojechać do Niemiec, odmówił posłuszeństwa, zanim jeszcze opuścił miasto. Są oczekiwania wyciągnięcia konsekwencji. Niektórzy wprost wskazują na prezesa MZK.
Ten temat był jednym z dominujących podczas poniedziałkowej sesji. Wypłynął w punkcie przewidzianym na wolne wnioski, gdy wiceprezydent Piotr Orzechowski przepraszał za sytuację, do której doszło w ostatni czwartek. Do Schwäbisch Hall na organizowane tam uroczystości miały pojechać radne Maria Stręciwilk-Gościcka i Agnieszka Klimczuk oraz radni Tadeusz Lizut i Zdzisław Wojtak. Spakowali się, kierowca z MZK podjechał pod ratusz volkswagenem, przekazał im kluczyki i... wtedy zaczęły się problemy.
Bo nowe auto, z zaledwie 16 tys. kilometrów na liczniku miało problemy z odpaleniem. Ruszyło co prawda, ale zdołało dojechać ledwie na osiedle Karolówka. I tam niestety podróż się zakończyła. Zaczęły się natomiast wielogodzinne, ostatecznie nieudane, próby zorganizowania samochodu zastępczego.
Opowiadał o tym na sesji Krzysztof Szmit, prezes MZK, nazywając całą sytuację „przykrym incydentem”. Mówił, że trwa ustalanie przyczyn usterki, ale możliwe jest, że to po prostu wada sprzęgła. Winę za zamieszanie i nieudany wyjazd zrzucił zaś na brokera ubezpieczeniowego.
– Nie tylko nie wywiązał się ze swoich obowiązków, ale co grosza, do końca utrzymywał nas w niepewności i wprowadzał mnie konkretnie w błąd – stwierdził Szmit. Mówił, że dostał zapewnienie, że samochód zastępczy do Zamościa dotrze, dlatego nie organizował innego, choć podobno nawet prezydent Wnuk deklarował, że może oddać ten, którym jeździ na co dzień.
Problem w tym, że wszystko to trwało... 10 godzin. A członków oficjalnej delegacji kosztowało nie tylko czas, ale też mnóstwo nerwów.
– Chwała, że pan działał. Szkoda, że pan nas o tym nie informował, że nie mieliśmy z panem kontaktu. To ja wydzwaniałem po brokerach i ubezpieczycielach, przez 10 godzin czekając na walizkach. Czy prezydent i ekipa prezydenta tyle godzin by czekała? – dopytywał podczas sesji wyraźnie poirytowany radny Lizut, a działania miejskich służb nazwał „totalną porażką”.
Krytycznie i z wyraźnym żalem o zachowaniu szefa MZK mówiła również radna Stręciwilk-Gościcka.
Suchej nitki na Szmicie i organizacji wyjazdu nie zostawili też inni radni.
– To była ignorancja dla całej rady. To byli nasi przedstawiciele. To godzi w nas, jako w całą radę – skomentował Grzegorz Podgórski.
– Taki bajer, jak wciska prezes MZK, to już dawno nie słyszałem. Pan zgania wszystko na brokera, a ja myślę, że pan powinien powiedzieć: składam kwity, dziękuję za współpracę. Pan zhańbił radę miasta i zhańbił radnych. W stosunku do pana powinny być wyciągnięte konsekwencje służbowe – dorzucił Marek Walewander.
– Co za kierowca przyprowadził samochód uszkodzony? Skoro radny miał problem z ruszeniem, to tamten się nie zorientował? Kto odpowiada za ten sprzęt? A przecież to majątek jest jakieś wartości. To jest niedopuszczalne – ocenił Wiesław Nowakowski. Podkreślał przy tym, że przekazywanie radnym zepsutego samochodu na podróż liczącą ok. 2,5 tys. kilometrów było narażaniem ich życia i zdrowia.
Z usta wielu radnych padły też stwierdzenia, że same przeprosiny sprawy nie kończą, że oczekują wyjaśnień i wyciągnięcia konsekwencji wobec winnych. – Rozumiem państwa zdenerwowanie. To nie powinno mieć miejsca, ale się zdarzyło. I nie jesteśmy w stanie odwrócić czasu. Wyciągniemy wnioski z tej sytuacji – stwierdził na koniec wiceprezydent Orzechowski.