Rozmowa z Michałem Mitrutem, dziennikarzem Canal Plus Sport
- W jednym z wywiadów wspominałeś, że pracujesz tak by żaden ze „sportowych świrów” nie złapał cię na niewiedzy. Dużo jest takich śmiałków w wiadomościach prywatnych?
– Na niewiedzy łapią mnie raczej rzadko, ale bardzo często jestem atakowany ze względu na rzekomą stronniczość. Kiedy komentuję Real jestem dla niektórych widzów kibicem Barcy, kiedy komentuję Barce jestem dla wielu z nich zagorzałym „madridistą”. Oczywiście, zarzuty dotyczące spraw merytorycznych też się mogą zdarzyć – każdemu może się przytrafić jakaś pomyłka, to w końcu praca na żywo, tu nie ma przycisku backspace. Nie mam z tym problemu, ale po to się staram, by to się w ogóle nie zdarzało. Jeśli się zdarzy, muszę to zaakceptować. Robię coś co jest obserwowane przez dużą grupę ludzi, absolutnie nie sprzeciwiam się krytyce. Jeśli widz płaci abonament to ma prawo narzekać, że coś mu się nie podoba. Płaci, więc wymaga. Nie chce zatem mówić że to trudny zawód i my, dziennikarze, mamy przechlapane. Nie każda krytyka to hejt, nie każda uwaga to uwaga obraźliwa – jest bardzo dużo tych konstruktywnych. Jeśli ktoś pisze się na pracę w przestrzeni publicznej to musi się liczyć z tym że będzie nieustannie oceniany.
- Częściej dotyczy to żużla czy piłki nożnej?
– Myślę, że natężenie tego jest bardzo podobne. Trend jaki zauważam polega na tym, że kibice są bardzo przewrażliwieni na punkcie swojej drużyny. Powiedzenie, że ktoś zagrał czy odjechał słaby mecz potrafi być odebrane przez fana jako atak na dobre imię jego klubu. Odczuwam to zjawisko przede wszystkim podczas komentowania Realu lub Barcelony. Polscy kibice tych klubów są bardzo mocno zaangażowani. Można by napisać pracę naukową o tym jak reagują na opinie dziennikarzy sportowych. Oczywiście zauważam podobne rzeczy podczas pracy przy Ekstraklasie czy Ekstralidze. Przeczytałem o sobie już, że jestem kibicem Polonii Bydgoszcz, Wybrzeża Gdańsk, Rakowa Częstochowa, Motoru Lublin, Legii Warszawa, Stali Mielec czy Stali Gorzów – mógłbym długo wymieniać. Chyba kibicuję wszystkim drużynom w tym kraju. Odpowiada mi to.
- A Platinum Motor Lublin? Są jakieś cieplejsze uczucia co do tej drużyny ze względu na pochodzenie?
– Zacznę od tego, że wbrew temu co się niektórym wydaje, nie pochodzę z Lublina. Kibicowanie Motorowi zostawiam tym, którzy czują się lubelakami, którzy są z tego miasta bądź mają duży związek emocjonalny z Lublinem. Ja takiego nie mam, choć prawdą jest że spędziłem tu kilka lat. Niemniej, nigdy nie byłem na Zygmuntowskich jako kibic. Jeśli się pojawiałem na tym stadionie, to wyłącznie w roli dziennikarza. Nie znajdziesz w internecie zdjęcia na którym prezentuję szalik Motoru. Gdybym był kibicem Motoru, to oczywiście bym się do tego przyznał. Nie ma w tym nic złego. Lubelski żużel ma swoją magię, nie dziwię się że ten klub ma tylu fanów. Prawie każdy dziennikarz sportowy wywodzi się z określonego, „kibicowskiego” środowiska. W żużlu te tematy ostatnio są dosyć głośne, choćby za sprawą Tomka Dryły, który jest kibicem żółto-niebieskich. Nie sądzę jednak by jego komentarz był stronniczy, moim zdaniem robi to bardzo dobrze, profesjonalnie. Powiem więcej – wielu kibiców nie zarzucałoby mu stronniczego komentarza, gdyby nie wiedziało że jest z Lublina. Po prostu by na to nie wpadli. Nie doszukiwaliby się aż tak bardzo „lubelskości” w jego pracy. Co do mnie, nie jestem kibicem ani żużlowego, ani piłkarskiego Motoru Lublin. W lokalnym środowisku piłkarskim sprzyjam drużynom z mojego mikroregionu, z powiatu włodawskiego. Od lat kibicuję Hutnikowi Dubeczno. To jest mój klub. Jeśli kiedyś awansuje do Ekstraklasy, faktycznie będę miał problem by to obiektywnie skomentować. To faktycznie klub który wywołuje we mnie emocje. Głupio się przyznać, ale ostatnio nawet dostałem czerwoną kartkę za dyskusję z arbitrem. Trener zgłosił mnie jako osobę funkcyjną na meczu A klasy w Różance, po to bym siedział z rezerwowymi – dwoma rezerwowymi Hutnika. Może za bardzo się nastawiłem na wywieranie presji na arbitrze, to w końcu norma w wyższych ligach. Kiedyś Michał Probierz więc wymagał od ludzi ze swojego sztabu by wstawali przy spornych sytuacjach i wywierali w ten sposób presje na sędzim. W pewnym momencie przeholowałem i spotkała mnie zasłużona kara. Końcówkę meczu w Różance oglądałem zza bramy. Wstyd i kompromitacja, ale będzie co wspominać.
- Wróćmy do żużla i siły poszczególnych drużyn. Jak oceniasz beniaminka z Krosna? Czy jego przygoda z żużlową elitą potrwa tylko rok? Czy Wilki są mocniejsze niż ubiegłoroczna Ostrovia?
– Jestem gdzieś pośrodku. W naszej redakcyjnej zabawie polegającej na stworzeniu Power-rankingu, umieściłem drużynę z Krosna na ostatnim miejscu. Nie sądzę, że są tak słabi jak ubiegłoroczna ekipa z Ostrowa, ale może to być zbyt mało na siódme miejsce. Głupio się z tego wycofać, choć ostatnie wydarzenia z udziałem Nickiego Pedersena każą niżej oceniać potencjał GKM-u Grudziądz. Na miejscy kibiców Wilków jeszcze nie czułbym jednak spokoju. Doceniam działania prezesa Grzegorza Leśniaka – to skuteczny działacz, który jak widać, odrobił pracę domową, ale ten klub jeszcze będzie musiał się napocić by przetrwać w elicie.
- Czy według ciebie charakterystyczna dla żużla jest jego „swojskość”? Nie tak dawno w waszej transmisji z meczu ROW-u Rybnik niemal każdy wywiad był gratką dla widza, mam na myśli rozmowy Żagara czy Pieszczka. Nie uważasz, że to duży kontrast w porównaniu do piłki nożnej która idzie mocno w stronę numerków, statystyk? Tam wypowiedzi piłkarzy coraz częściej są bezbarwne
– Transmisja w Rybniku zakrzywia trochę rzeczywistość. W żużlu też jest pełno bezpiecznych wypowiedzi, tzw. wywiadów do zapomnienia, choć oczywiście dużo zależy od zdolności reportera. Słabe pytanie zazwyczaj daje słabą odpowiedź. Zgadzam się że żużel zachowuje swój klimat, nadal jest to sport prowincjonalny, nawet jeśli o tytuł walczą kluby z dużych miast, czyli Lublina i Wrocławia. Kibic żużlowy także różni się od tego piłkarskiego. Często powtarzam, że dobry żużel to kiełbasa gięta, z kolei piłka nożna na najwyższym poziomie to kawior. I nie widzę nic złego w tym porównaniu. Nie chcę przez to powiedzieć że żużel jest czymś gorszym. W życiu należy spróbować jednego i drugiego. Jedno i drugie smakuje wybornie. Co do wypowiedzi żużlowców, widać że ci z Ekstraligi często gryzą się w język. Są pod nadzorem. Są zasady i regulacje, które nie pozwalają uderzać wizerunkowo w ligę. Nawet dziennikarze muszą uważać. Takich wywiadów jak w latach 90-tych już nigdy nie będzie.
- Kto jest najsympatyczniejszym żużlowcem? Z którymi z nich masz dobry kontakt? Czy są tacy, którzy ci nie leżą?
– Całe szczęście rzadko pracuję jako reporter, ale łatwo wymienić tych którzy budzą powszechną sympatię. Janusz Kołodziej to klasa sama w sobie, fantastyczny sportowiec i człowiek. Andrzej Lebiediew także jest rajderem, który – gdy tylko zabiera głos – zawsze mówi coś ciekawego. Lubię też Maksyma Drabika, choć jego wizerunek w mediach odbiega od normy. Trochę się z nami drażni, ale to nie jest jego prawdziwe „ja”. Mimo wszystko doceniam jego inteligencję, nawet jeśli momentami jego wypowiedzi bądź wpisy w mediach społecznościowych zalatują grafomanią.
- Kto jest dla ciebie kandydatem do mistrzostwa? Zmieniło się coś w twoich przewidywaniach po tym co zobaczyłeś na starcie rozgrywek?
– Mimo tego, że większość typuje na zwycięzcę drużynę z Wrocławia, ja pierwsze miejsce przydzieliłem Motorowi Lublin. Uważam, że transfer Zmarzlika to nie tylko wzmocnienie sportowe, ale też duże wsparcie merytoryczne dla całej drużyny. Jego wiedza i umiejętność znalezienie odpowiednich przełożeń to coś z czego skorzystają nie tylko młodsi koledzy. Motor będzie mistrzem, bo jest doskonale przygotowany także sprzętowo, co widać choćby po jeździe Kacpra Grzelaka. Ma na czym jechać i dlatego notuje niezłe zdobycze punktowe. Wracając do Zmarzlika, wyobraźmy sobie że Motor nie broni tytułu. Czy w takim razie ten transfer będzie można okrzyknąć rozczarowaniem? Moim zdaniem tak. Nie po to sprowadza się trzykrotnego mistrza świata, by obniżać standardy, choć tak naprawdę kluczowe postaci to Lindgren i Jack Holder – oni mogą zarówno zachwycać jak i zawodzić. Jeśli będą jechać na swoim optymalnym poziomie, to skończą ze złotymi medalami. Zmarzlik gwarantuje po kilkanaście punktów na mecz, oni niekoniecznie.
- Skoro o Zmarzliku. Ktoś może zagrozić mu w Grand Prix?
– Powiem krótko. Inni mają argumenty, mogą chcieć, ale w tym momencie Zmarzlik jest nie do pokonania. Gdy inni chcą mocno, on chce jeszcze mocniej. Nie widać po nim żadnego nasycenia triumfami. Po pierwsze wspaniale prowadzi motocykl, świetnie dobiera ścieżki, ale też ma najlepszy mental. Dlatego będzie po raz czwarty mistrzem świata.
- Spodziewasz się jakiegoś czarnego konia w stawce? Brakuje w niej kogoś?
– Myślę, że Dan Bewley i Anders Thomsen mogą namieszać. Brakuje nieobecnego jeszcze, podkreślam jeszcze, Dominika Kubery. Stałe uczestnictwo w GP to w jego przypadku kwestia czasu.
- Jak ocenisz wracających do ligi Łagutę i Sajfutdinowa? Brakowało ich jakości w ubiegłym roku?
– Zacznę od tego, że ich wykluczenie było jedyną słuszną decyzją. Nastroje na stadionach były tak napięte, że mogłoby się to źle skończyć. Odwróćmy sytuację i wyobraźmy sobie że obaj są uprawnieni do jazdy w sezonie 2022. Czy aby na pewno byłoby to lepsze rozwiązanie? Próbkę tego co może się dziać, mieliśmy wtedy gdy kibice z Torunia obrażali Gleba Czugunowa. Oczywiście szkoda mi straconego czasu Artioma i Emila, ale tak po prostu musiało być. Jeśli chodzi o walory sportowe, to nie powiem niczego odkrywczego – powrót Łaguty sprawia że Sparta znów jest gotowa do walki o złoto. Z kolei powrót Emila oznacza, że Toruń ma jednego lidera na, którego może liczyć przez cały sezon. On poniżej pewnego poziomu nie zejdzie.
- Dużo zmieniło się w parach juniorskich. W ubiegłym roku dwa strzały były oczywiste, Miśkowiak-Świdnicki Lampart-Cierniak. Dzisiaj z tych par został już tylko ten ostatni, pozostała trójka póki co nie robi furory na pozycjach u-24. Cierniaka może czekać to samo? Kto teraz ma najlepszą i najrówniejszą parę?
– Na pewno bardzo mocna jest lubelska para. Głównie dzięki Mateuszowi Cierniakowi, ale Kacper Grzelak też wysyła pozytywne sygnały. Najrówniejsze wydają się pary z Leszna i Grudziądza i stawiam że te trzy kluby będą mogły na koniec sezonu pochwalić się największym wkładem młodzieżowców. Szybkie postępy będą robić Karczewski i Kupiec, który może liczyć na pomoc mechanika który wcześniej pomógł się rozwinąć Świdnickiemu. Temat juniorów generalnie jest bardzo ciekawy – ostatnio wpadł mi w ręce Skarb Kibica, bodajże z sezonu 2016. Przeczytałem w nim że Bartosz Smektała i Dominik Kubera będą największym problemem Unii Leszno, bo to nieopierzeni zawodnicy, którzy mogą nie wytrzymać zderzenia z Ekstraligą i nie można stawiać przed nimi wygórowanych oczekiwań. Dziś trudno uwierzyć, że kiedyś byli postrzegani w taki sposób
- Jak porównałbyś ligę szwedzką czy brytyjską do polskiej zmieniając to na terminologię piłkarską?
– To są różne światy. Jeśli szukamy porównań do piłki nożnej, to Liga Mistrzów jest wyłącznie w Polsce. Tu są najlepsi, i nie ma potrzeby by doprowadzać do rywalizacji pomiędzy klubami z: Polski, Szwecji i Wielkiej Brytanii. Aktualnie dużo dobrego dzieje się w Anglii. Mam wrażenie, że ta liga zaczyna nabierać na znaczeniu. W przeszłości komentowałem zarówno ligę angielską, jak i szwedzką i dużo lepiej bawiłem się przy tej pierwszej. Bardzo podoba mi się jak ta liga jest pokazywana. Szwedzka jest dla mnie nazbyt piknikowa.
- Kto za 5 lat będzie rządził ligą? Wiele się zmieni? Nicki Pedersen będzie dalej jeździł?
– Z całym szacunkiem do Nickiego, ale na tym etapie będzie już tylko trenerem. Cieszę się, że zamierza pozostać w środowisku. Ligą dalej będzie rządził Bartosz Zmarzlik, wtedy będzie miał zaledwie 33 lata i nadal będzie zawodnikiem mającym przed sobą wiele lat startów. Zawodnikiem z top 3 będzie wtedy także Dominik Kubera. Ma do tego odpowiednią mentalność i nastawienie. Chciałbym, żeby do jazdy na wysokim poziomie wrócił Piotr Pawlicki, bo to prawdziwy showman, który czyni wyścigi ciekawszymi. Rezerwy ma jeszcze także Dan Bewley i za kilka lat może być poważnym kandydatem do walki o mistrzostwo świata. To chyba najbardziej utalentowany zagraniczny zawodnik młodego pokolenia. Jeśli chodzi jeszcze młodszych zawodników to wielki potencjał widzę we Francisie Gustsie. Wydaje mi się, że to może być pierwszy Łotysz ze stałą przepustką do Grand Prix, aczkolwiek życzę z całego serca Andrzejowi Lebiedieowi by zdążył go ubiec. Również Cierniak może być jednym z lepszych krajowych seniorów. Ma papiery na jazdę, choć ten sezon w jego wykonaniu każe troche ostudzić oczekiwania.
- Na koniec rozmowy – czego życzyć Michałowi Mitrutowi?
– Tylko zdrowia. Resztę sobie sam zdobędę.