Amerykanie z partnerskiego miasta Lublina pomogą w budowie lotniska pod Świdnikiem. Najpierw jednak chcą wiedzieć, jaki mamy plan jego rozwoju.
12-osobowa delegacja z Erie w Pensylwanii była przed tygodniem w Lublinie.
– Zastanawiamy się, jak wam pomóc. Oferujemy wiedzę zdobytą przy innych lotniskach; to przyspieszy wasze prace. Za wcześnie mówić o pomocy finansowej. Musimy znać szczegóły, czy to będzie port pasażerski czy handlowy, ile osób obsłuży, czy będą loty krajowe czy zagraniczne. Musicie mieć bardzo dobry plan inwestycji, bo budowa lotniska to nie kupno samochodu – tłumaczył Daniel Adamus, prezes Centrum Handlu Międzynarodowego, firmy, która wznosi w niemieckim Cottbus wielkie lotnisko.
Lotnisko pod Świdnikiem może być ogniwem łączącym Cottbus z lotniskami na Ukrainie, Białorusi, a nawet Rosji. – Piłka jest teraz po naszej stronie – stwierdził Andrzej Pruszkowski na koniec wizyty gości zza oceanu. Do rozmów można wrócić, kiedy przygotujemy dokumentację lotniska. Pieniądze na dokumentację chce wyłożyć państwowy FS Holding. Kupi również dodatkowe akcje spółki. Być może na tym rola FS Holding się nie skończy.
W budżecie państwa jest 14 mln zł na początek budowy lotniska. Nie może ich dostać Port Lotniczy Lublin, który jest spółką komercyjną. Dlatego pieniądze muszą przejść przez państwową firmę, np. FS Holding czy Państwowe Porty Lotnicze. Władze Lublina już starają się o współpracę z PPL.
Centralne pieniądze pójdą na wykup 120 ha pasa startowego, który należy do Banku Pekao SA. W sumie lotnisko zajmie ok. 140 hektarów, a jego wzniesienie pochłonie według wstępnych obliczeń ok. 80 mln zł.