Wstyd! Świdniczanie wolą zanieczyszczać okoliczne lasy,
niż płacić kilkanaście złotych
za wywóz śmieci. Przestrogi i kary nie odstraszają brudasów, a dzikie wysypiska rosną jak grzyby po deszczu.
Są jednak "oszczędni” , którzy wolą spalać brudy w kotłowni, wyrzucać je do spółdzielczych pojemników albo do lasu. Kar się nie boją, choć za pozbywanie się odpadków grozi sprawa w sądzie i wysokie grzywny.
- Mandaty to dobry pomysł - twierdzi Rafał Cieślak z Nadleśnictwa Świdnik. - Wiem z doświadczenia, że tylko to pomaga. W okolicznych lasach roi się od nielegalnych wysypisk. Na obrzeżach miasta ludzie potrafią wyrzucać śmieci tuż za płot, byle nie płacić za wywóz. Stawiamy tam własne kontenery, pilnujemy w miarę możliwości, ale przecież nie możemy czuwać przez 24 godziny na dobę.
- Sam byłem świadkiem, gdy pewien biznesmen opróżniał dziesiątki kilogramów ścinków do spółdzielczego kontenera - mówi Andrzej Gilowski, naczelnik Wydziału Planowania Przestrzennego. - Tłumaczył, że to skrawki materiałów z jego domu - tyle kilogramów! Takich jak on, niestety, nie brakuje.
Najwięcej śmieci można znaleźć w lesie przy WSK, obok lotniska i w lesie "Rejkowizna”. Za to grozi mandat od 50 do 500 zł!
Mieszkańcy osiedli skarżą się, że często widzą właścicieli domków jednorodzinnych, którzy podrzucają śmieci do osiedlowych kontenerów.
- Nie jest to przestępstwo - mówi Dariusz Mańka, komendant Straży Miejskiej. - To sprawa między tym, kto opróżnia, a właścicielem pojemnika. To właściciel musi założyć "zaśmiecającemu” sprawę. Mandatu jednak taki delikwent nie dostanie. Co innego, gdyby wyrzucił śmieci obok pojemnika. Wtedy wlepimy mu mandat.