Tytani Lublin świętowali 10 lat swojego istnienia. Niestety, podopieczni Randy Hackera w sobotę przegrali z Rockets Rzeszów. Wynik tego spotkania był najmniej istotny, bo ten sezon został już dawno spisany na straty. Tytani przed jego rozpoczęciem zdecydowali się na przebudowę i odmłodzenie składu
- Nie ma co ukrywać, ten sezon to dla nas spore rozczarowanie. Musimy jednak zaznaczyć, że dysponujemy bardzo młodym składem. Po poprzednim sezonie sporo ważnych graczy postanowiło zakończyć swoje kariery. Ponad 30 procent obecnego składu to debiutanci. Oni potrzebują jeszcze trochę czasu, aby regularnie odnosić zwycięstwa. Widać jednak, że robią postępy. Pozwala to mi być spokojnym o przyszłość Tytanów - mówi Karol Sidorowski, prezes Tytanów.
Stadion i Perełki
Dużo ważniejsza niż sam wynik, była oprawa tego spotkania. A tej mogłoby pozazdrościć wiele klubów z wyższej ligi. Sobotnie spotkanie rozpoczęło się o godzinie 19 na Stadionie Lekkoatletycznym.
Przenosiny Tytanów na ten obiekt sprawiły, że mecze ogląda się w sposób bardzo komfortowy. Przypomnijmy, że wcześniej lubelska drużyna tułała się po różnych obiektach: grała między innymi na stadionie Budowlanych Lublin czy na bocznym boisku Areny. Rok temu jednak udało jej się przenieść na świeżo wybudowany Stadion Lekkoatletyczny i ta decyzja okazała się w 100 procentach słuszna.
Kibice zachęceni wysokim komfortem oglądania spotkań zaczęli zdecydowanie liczniej pojawiać się na trybunach. Widać to było w sobotę, kiedy mecz z Rockets śledziło blisko tysiąc osób.
- Myślę, że mogli poczuć atmosferę sportowego święta, bo zadbaliśmy również o to, żeby przygrywała im orkiestra dęta. W przerwach natomiast tańczyły cheerleaderki, czyli nasze Perełki. To plus sztuczne oświetlenie stworzyło kapitalny obrazek - mówi Karol Sidorowski.
Nie narzekamy
Tytani to obecnie prężnie działający klub. W swoich strukturach ma ponad 100 osób. Zawodnicy ćwiczą w trzech grupach wiekowych. Najmłodsi, Giganci, mają od 10 do 13 lat. Kolejną kategorią są juniorzy, czyli futboliści między 14, a 17 rokiem życia. Najstarszą grupą są seniorzy występujący w drugiej lidze futbolu amerykańskiego. Do tego dochodzą jeszcze Perełki Tytanów, czyli utalentowane cheerleaderki.
Stworzenie tak fantastycznie funkcjonującej piramidy szkolenia jest swego rodzaju fenomenem.
- Nie dostajemy wielkich pieniędzy od miasta, ale nie zamierzamy narzekać. Jesteśmy dumni, że możemy reprezentować Lublin. Utrzymanie drużyny seniorskiej kosztuje około 120 tys. rocznie, dlatego możemy funkcjonować głównie dzięki szerokiemu gronu sponsorów, którzy aktywnie wspierają nasz klub. Nasi zawodnicy to amatorzy. W Tytanach nikt nie zarabia pieniędzy - dodaje Sidorowski.
Chełmskie początki
Kibice Tytanów mogą być dumni z tego, jak obecnie wygląda ich klub. Początki, które zresztą Dziennik Wschodni uważnie śledził, nie zwiastowały tego, że w Lublinie może wyrosnąć tak prężnie działająca drużyna.
Założycielami klubu są Zbigniew Wyrzykowski i Sergiusz Kuczyński. Obaj już w Tytanach nie działają, chociaż ten drugi wciąż pojawia się na meczach.
Korzenie Tytanów znajdują się... w Chełmie. W 2006 roku zorganizowano tam Chełm Bowl, pokazowy mecz pomiędzy ekipami Warsaw Eagles i The Crew Wrocław. Mimo towarzyskiego charakteru spotkania, zmagania futbolistów przyszło obejrzeć ponad dwa tysiące osób, a po wspaniałej walce 60:8 wygrali zawodnicy stołecznych orłów.
- Właśnie takie imprezy zaszczepiły we mnie miłość do futbolu amerykańskiego. Stwierdziłem wtedy, że chciałbym osobiście spróbować tej dyscypliny - wspominał w 2010 roku Sergiusz Kuczyński, jeden ze współzałożycieli lubelskich Tytanów.
Pytania zdziwionych przechodniów
W 2009 roku marzenia Kuczyńskiego udało się zmaterializować w postaci Tytanów Lublin.
- Pierwszy trening Tytanów odbył się w lipcu 2009 roku. Zaprosiłem kilku chłopaków, ale ostatecznie pojawiłem się tylko ja i Sergiusz. Wyciągnęliśmy „jajowatą piłkę”, godzinę pokopaliśmy, odpowiedzieliśmy na kilka pytań zdziwionych przechodniów i pojechaliśmy do swoich domów - opowiadał wówczas Zbigniew Wyrzykowski.
Pierwsze treningi Tytanów wyglądały bardzo komicznie. Odbywały się one na lubelskich Błoniach pod Zamkiem, gdzie kilku osiłków pomiędzy drzewami podawało sobie jajowatą piłkę. - Na początku, podczas treningów na dworze, byliśmy regularnie spisywani przez policję, która myślała, że się bijemy - wspominał Wyrzykowski.
W 2011 roku Tytani wystąpili w rozgrywkach PLFA8, czyli lidze przeznaczonej dla nowych drużyn, które nie mogą jeszcze wystawić pełnych składów. Sezon w grupie południowej zakończyli wówczas na drugim miejscu.
Awanse
Debiut w profesjonalnych rozgrywkach nastąpił rok później. Tytanów odwiedziliśmy wówczas na jednym z przedsezonowych treningów. Odbywał się on między blokami przy ul. Noskowskiego. Kilkudziesięciu dobrze zbudowanych mężczyzn budziło respekt, a także zaciekawienie okolicznych mieszkańców.
Jak się szybko okazało, ci potężni faceci budzili respekt również u rywali. Sezon zakończyli z siedmioma zwycięstwami na koncie i zaledwie jedną porażką, a drugie miejsce w II lidze (trzeci poziom rozgrywkowy) pozwoliło im awansować szczebel wyżej w hierarchii polskiego futbolu. Na drugim poziomie rozgrywkowym Tytani zadomowili się na stałe i występują na nim do dzisiaj. Najbliżej awansu byli rok temu, kiedy w półfinale fazy play-off na własnym boisku ulegli 28:41 Towers Opole.
- Towers byli przede wszystkim aż do bólu konsekwentni. Oni nie grali jakiegoś skomplikowanego futbolu. To było cztery czy pięć prostych zagrywek - opowiadał wówczas Andrzej Jakubiec, jeden z trenerów Tytanów. - Wielka szkoda, że przespaliśmy początek spotkania. To zresztą nasza cecha charakterystyczna w tym sezonie. Nie potrafimy sobie poradzić z tym problemem i nie wiem z czego on wynika. Kiedy odrobiliśmy straty i wyszliśmy na prowadzenie, to pojawił się w nas płomień nadziei na awans do finału. Przyszło jednak zmęczenie, dać o sobie dały tez kontuzje zawodników i Towers nas pokonali.
Adwokat trenerem
Jakubiec to jedna z legend Tytanów. Z lubelskim klubem związany był praktycznie od samego początku. Na początku był przede wszystkim znakomitym rozgrywającym, jednym z najlepszych w II i I lidze.
Później zaczął również pełnić rolę jednego z trenerów zespołu. Niestety, po zakończeniu poprzedniego sezonu powiedział pass i skupił się na obowiązkach zawodowych. - Mój ruch jest spowodowany brakiem czasu. Muszę poświęcić się też innym projektom. Trenowanie Tytanów to bardzo czasochłonne zajęcie. Trenujemy wprawdzie tylko dwa razy w tygodniu, ale trzeba pamiętać, że sama analiza wideo zajmuje często nawet 16 godzin - powiedział po meczu z Towers Opole Jakubiec.
Inną legendarną postacią dla Tytanów jest Delaine Swenson. Amerykanin był pierwszym trenerem i człowiekiem, który zaszczepił w Lublinie futbol amerykański. Kilka lat temu Swenson zrezygnował z prowadzenia Tytanów, ale wciąż jest członkiem honorowym klubu. Na co dzień jest on natomiast profesorem prawa na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Przez 10 lat był adwokatem w USA, a w 1994 został uznany nawet Młodym Prawnikiem Roku w stanie Waszyngton.
Przez przypadek
Ważną postacią w historii Tytanów jest także Bartłomiej Trubaj. To jak na razie jedyny lublinianin, który dostał się do reprezentacji Polski. W kadrze zadebiutował w 2015 r., podczas meczu z Rosją, który był rozgrywany na lubelskiej Arenie. - Do futbolu amerykańskiego trafiłem przez przypadek. Na studiach nieco grałem w koszykówkę i pewnego dnia zobaczyłem ogłoszenie o rekrutacji do drużyny futbolu amerykańskiego. To był listopad 2009 r. Poszedłem i wsiąkłem w to towarzystwo. Początki były bardzo trudne, bo stanowiliśmy grupkę chłopaków bez piłki i właściwego sprzętu. Pamiętam swój pierwszy oficjalny mecz w Tytanach. Graliśmy wówczas w drugiej lidze na stadionie Budowlanych przy ul. Krasińskiego. Pół godziny przed pierwszym gwizdkiem trybuny świeciły pustkami. Myśleliśmy sobie, że spotkanie bez kibiców będzie „wielką lipą”. Na szczęście nagle liczba fanów zaczęła się błyskawicznie zwiększać i ten mecz obejrzało wówczas około pół tysiąca kibiców - wspominał Bartłomiej Trubaj, dzisiaj zawodnik Lowlanders Białystok, czołowego klubu w Polsce.
Wielka rodzina
Historię Tytanów tworzyli też obcokrajowcy. Jednym z najlepszych był Amerykanin Nathan Lee. W ostatnich miesiącach mnóstwo pozytywnych emocji wywoływał Alessandro D’Alice. Włoch wprawdzie już wrócił do ojczyzny, ale wciąż pojawia się na meczach Tytanów.
- To tylko pokazuje charakter naszego klubu. Jesteśmy jedną wielką rodziną, która zawsze jest gotowa nieść pomoc - podkreśla Sidorowski. - To widać chociażby po naszych akcjach charytatywnych, które odbywają się praktycznie przy okazji każdego meczu. Przyszłość Tytanów powinna być bardzo pozytywna, bo mamy bardzo prężnie działający zarząd. Liczymy, że w najbliższych lata uda się też podnieść poziom sportowy.
Futbol amerykański w Polsce
Jeszcze niedawno futbol amerykański był jedną z najprężniej rozwijających się dyscyplin sportowych w Polsce. Niestety, w ostatnich latach jego popularność mocno wyhamowała, a wpływ na to miał wewnętrzny konflikt w środowisku futbolowym. W jego wyniku obecnie w Polsce mamy dwa rodzaje rozgrywek futbolowych. Jeden są sygnowane jako Polska Liga Futbolu Amerykańskiego, a drugie jako Liga Futbolu Amerykańskiego. Tytani występują w tych drugich rozgrywkach i obecnie grają w grupie wschodniej II ligi. Niestety, w tym sezonie idzie im bardzo słabo i po 6 kolejkach zajmują ostatnie miejsce. Jedyny mecz w tym roku wygrali w czerwcu, kiedy na swoim stadionie pokonali Hammers Łaziska Górne.