Tłumaczył, że tylko bronił swojej własności. Ale według sądu to nie było działanie w obronie koniecznej. Dzisiaj oskarżony o ciężkie uszkodzenie ciała mieszkaniec gminy Ulhówek w powiecie tomaszowskim usłyszał wyrok - roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata.
– Wystarczyło zatrzymać sprawcę, wykręcić mu ręce i wezwać policję – uzasadniał wyrok tomaszowski sędzia Arkadiusz Kopańko. – Poszkodowany doznał bardzo poważnych obrażeń, usunięcie śledziony traktowane jest jako trwałe kalectwo. Nie mogło być mowy o odpieraniu ataku, oskarżony sam wymierzył sprawiedliwość.
Broniąc swego garażu przez złodziejami, Jacek W. przekroczył – według sądu – granicę obrony koniecznej.
Sąd nie miał wątpliwości, że poszkodowany wraz ze szwagrem kolejny raz zamierzali okraść Jacka W.. Pod uwagę wzięto wzburzenie oskarżonego, który próbował bronić swojej własności.
– Sąd wymierzył karę najniższą z możliwych – dodał sędzia Kopańko. Bo za ciężkie uszkodzenie ciała grozi od 1 do 10 lat więzienia.
Przez zamknięciem przewodu i ogłoszeniem wyroku głos zabrały strony. Prokurator podnosił, że zachowanie oskarżonego nie może być uznane za prawidłowe (zaatakował, gdy poszkodowany uciekał z posesji), dlatego wnosił o dwa lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat, dozór kuratora, 3 tys. złotych grzywny oraz 5 tys. złotych zadośćuczynienia.
– Nie popełnia przestępstwa, kto w obronie koniecznej odpiera bezpośredni, bezprawny zamach na jakiekolwiek dobro chronione prawem – uzasadniał mecenas Witold Rychter. – Sprawca stawiał opór, więc mój klient mu oddał, bo jest starszy i silniejszy. Nie można w stresowej sytuacji łagodnie obchodzić się ze złodziejem, bo nie wiemy, czy nie ma noża w kieszeni. Nie można powiedzieć: "Bardzo przepraszam cię złodzieju, muszę cię uderzyć, ale tak, żeby nie zrobić ci krzywdy, dlatego obróć się plecami”. Stało się nieszczęście, ale na prośbę szwagra Grzegorza K.
Dodał, że wyrok uniewinniający podziałałby odstraszająco na złodziei.
– Idziesz na włamanie, to pamiętaj, że może cię spotkać wszystko, włącznie z pęknięciem wątroby i złamaniem szczęki – mówił obrońca.
W czerwcu ub. roku 16-letni Grzegorz K. – ze złamaną lewą zatoką szczękową, odmą opłucnową oraz pękniętą śledzioną z krwotokiem – trafił do szpitala po nieudanej próbie włamania do garażu pod Ulhówkiem, skąd dwa tygodnie wcześniej razem ze szwagrem skradli elektronarzędzia. Pobił go właściciel garażu.
Jacek W. zaczaił się na złodziei w krzakach. Wyskoczył z kryjówki, gdy zaczęli majstrować przy drzwiach garażu.
23-letniemu Łukaszowi S. udało się uciec, Grzegorz K. miał mniej szczęścia. Jacek W. bił go po całym ciele rękami, kopał i zdaniem śledczych okładał go pałką albo prętem. Na koniec wpakował chłopaka do bagażnika samochodu i wezwał policję.
– Gdyby nie szybka pomoc medyczna, poszkodowany mógłby umrzeć – podnosił Artur Hypiak, wiceszef Prokuratury Rejonowej w Tomaszowie Lubelskim.
Według obrońcy, doszło do wymiany ciosów, a do bagażnika Jacek W. kazał wejść nastolatkowi po to, by mieć wolne ręce i zadzwonić po policję.
– Ale na ciele oskarżonego nie było śladów walki – podnosił sędzia Kopańko.
Grzegorz K. przeszedł za to dwie operacje, usunięto mu pęknięta śledzionę. Podczas śledztwa przyznał się do wcześniejszego włamania do garażu Jacka W., którego dokonał wspólnie ze szwagrem.
Twierdził, że ostatnim razem nie zamierzali kraść: chcieli tylko kupić paliwo. Ale w to nikt mu nie uwierzył.
Stróże prawa ustalili za to, że wspólnie z Łukaszem S. chłopak włamał się wcześniej do czterech garaży. Łukaszowi S. grozi do 10 lat więzienia. Grzegorz K. odpowie przed sądem rodzinnym.
Mieszkańcy rodzinnej wioski Jacka W. z zaskoczeniem przyjęli wyrok.
– Myślałem, że zostanie uniewinniony, bo on tylko bronił się przez złodziejami – mówi jeden z sąsiadów. – Za bardzo go poniosło: mógł skopać cwaniakowi tyłek i nikt by go po sądach nie ciągał – uważa inny.
Wyrok nie jest prawomocny. – Żałuję tego, co się stało, ale gdyby ten chłopak nie stawiał oporu, na pewno bym go nie pobił – powiedział Jacek W.