- Napracowałem się. Jestem już zmęczony i mam kłopoty z sercem. A biskup musi mieć żelazne zdrowie i nerwy. Uznałem, że teraz jest odpowiedni moment, żebym odszedł na emeryturę. Nie była to jednak decyzja nagła. Pierwszą prośbę o odwołanie złożyłem w październiku 2005 r. na ręce nuncjusza apostolskiego w Polsce. Nie przyjął jej i odesłał mnie do papieża. Gdy byłem w Watykanie spotkałem się w mojej sprawie z Benedyktem XVI. Ojciec Święty zapytał mnie, czy chcę wrócić do nauki? Odpowiedziałem, że nigdy od niej nie odszedłem... Prośba o odwołanie została więc wysłuchana. Jestem za to bardzo wdzięczny.
• Przez ponad 22 lata był ksiądz biskupem zamojsko-lubaczowskim. Jakie wydarzenie z tego okresu uznałby ksiądz za najważniejsze?
- Samo powołanie diecezji w 1992 r. było wydarzeniem, które trudno przecenić. Gdyby np. w Zamościu nie było siedziby biskupa, nie przyjechałby tu Jan Paweł II. Ważna była też koronacja obrazu Matki Boskiej Tomaszowskiej, w której uczestniczyły dziesiątki tysięcy wiernych. W latach 1996-2001, w czasie synodu, uporządkowaliśmy zbiór przepisów dotyczących diecezji. Dzięki niemu, mój następca będzie miał trochę łatwiej. Praca w diecezji była dla mnie ważnym doświadczeniem i przygodą.
• Jakie ks. biskup ma teraz plany?
- Przeprowadzę się do Domu Księży Seniorów w Biłgoraju. Nie będę zajmował się administracją diecezji, ale mogę odprawiać msze, pisać książki, czy jako uniwersytecki profesor wykładać na uczelniach. Dostałem zaproszenie do pracy na tomaszowskim KUL. Więcej czasu poświęcę także na modlitwę... W tej diecezji nie ma zaniedbanych i nie załatwionych spraw. Odchodzę z poczuciem spełnionego obowiązku. Czuję się jak żołnierz, któremu powiedziano: spocznij. A diecezja pozostaje w dobrych rękach.