Wojnę przeżyłem, a takiej zbrodni nie widziałem - 80-letni Władysław Smyk z Tarnawy Dużej na Zamojszczyźnie ukradkiem ociera łzy. "Puszka” - jego kundla - ktoś ukrzyżował. Przednie łapki ułożył psu jak do modlitwy, a łebek wetknął między sztuczne kwiaty.
Ośmioletni "Puszek” zaginął w nocy z soboty na niedzielę. - Trzy dni wcześniej zaszczepiliśmy go przeciw wściekliźnie - wspomina pani Bronisława. - Od tamtej pory trzymaliśmy go na łańcuchu w oborze, żeby nie chodził z psami sąsiadki, bo tamte nie były szczepione.
To ją Smykowie podejrzewają o tę okrutną zbrodnię. Mówią, że miała pretensje, że trzymali "Puszka” na uwięzi. 51-letnia sąsiadka mieszka samotnie, tuż obok nich, za płotem. Od wielu lat drze koty ze Smykami.
- To ona wyciągnęła psa z obory. Widziałam - twierdzi Smykowa. - W niedzielę po kościele mówię: "Puść mi psa”. A ona, że na łańcuchu, którym uwiązałam "Puszka”, to mnie do figury przywiąże.
Tej groźby nie spełniła. Za to w poniedziałek na figurze, a w zasadzie metalowym krzyżu stojącym po drugiej stronie drogi, na wprost zwaśnionych sąsiadów, znaleziono wiszącego martwego kundelka.
Smykowie powiadomili policję. - Właścicielka psa wskazała, że tego czynu mogła dopuścić się sąsiadka - informuje podinspektor Anna Krystosik, rzecznik prasowy biłgorajskiej policji. - Przesłuchaliśmy ją. Powiedziała, że ktoś podrzucił jej martwego psa, a ona przywiązała go tylko do krzyża na znak protestu, że miał u sąsiadów złą opiekę.
Gdy policja udowodni kobiecie uśmiercenie psa, prawdopodobnie odpowie ona za złamanie prawa o ochronie zwierząt. Za zabicie psa ze szczególnym okrucieństwem grożą nawet dwa lata więzienia. Ale sąsiadka Smyków może także odpowiedzieć za obrazę uczuć religijnych oraz groźby karalne. Oba czyny zagrożone karą do 2 lat więzienia.
Sąsiadka Smyków nie chciała wczoraj z nami rozmawiać.