Trwa okres zbiorów wierzby energetycznej, zwanej też wikliną konopianką. Uprawa tej rośliny to w naszym kraju ciągle nowość.
Na Zamojszczyźnie zajmują się tym nieliczni. A naprawdę warto, bo to biznes z przyszłością.
– Możliwości sprzedaży są bardzo duże. Popyt kilkakrotnie przewyższa skalę produkcji – mówi Marian Bulak, właściciel plantacji wierzby energetycznej w Rozłopach k. Szczebrzeszyna.
Z jednego hektara, po odliczeniu kosztów produkcji, w kieszeni pozostaje blisko 4 tys. zł. Jeśli sprzedajemy wiklinę przetworzoną, czyli wygotowaną i okorowaną, zyski rosną dwukrotnie. – To naprawdę opłacalny interes – dodaje Bulak. – Koszty założenia plantacji zwracają się bardzo szybko. Później to już czysty zysk.
Oprócz wikliny sprzedaje się też sadzonki wierzby. Odbiorcy trafiają się jesienią i wczesną wiosną, kiedy trwa czas sadzenia. Zbiory można rozpocząć już w następnym roku. Wierzbę zbiera się zimą, kiedy na wsi brakuje pracy.
W gminie Sułów na pomysł produkcji wierzby energetycznej wpadł wójt. Sam uprawia ją na kilku hektarach. Część mieszkańców też postanowiła spróbować. Opłaciło się i teraz zastanawiają się nad współpracą. – Chcemy połączyć wszystkie plantacje i stworzyć grupę producencką – mówi Bulak. – Stworzy to możliwość uzyskania dopłat z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Ale ułatwi też sprzedaż i pozyskiwanie nowych odbiorców.
Jak twierdzą plantatorzy, uprawa wierzby energetycznej to przyszłość. Na zachodzie Europy coraz bardziej rozwija się rynek ekologicznych surowców energetycznych. Konopianka dobrze się sprawdza w tej roli. W odróżnieniu od węgla czy drewna znika problem emisji spalin. – Unia chętnie finansuje takie ekologiczne produkcje. Dzięki temu łatwo dostać dopłaty na uruchomienie i rozwój plantacji – twierdzi Bulak.