Czteroosobowa rodzina z Nabroża na Zamojszczyźnie opuściła wczoraj szpital. Istniało poważne podejrzenie, że zaatakował ją wąglik, groźna choroba odzwierzęca. Wyniki badań laboratoryjnych wykluczyły
- na szczęście - chorobę.
Osiem dni później padła druga jałówka. Padlinę kupił dla lisów hodowca spod Hrubieszowa. Nie minęło pięć dni, a w sadzie dokończyła żywota kolejna krowa. Sprawą zainteresował się Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Tomaszowie Lubelskim. Próbki pobrane z padłego zwierzęcia przesłano do Wojskowego Instytutu Weterynarii w Puławach. Zdechłe zwierzę nakazano zakopać. Po zbadaniu próbek okazało się, że zaatakował je wąglik.
Jak doszło do zarażenia?
Do zakażeń dochodzi przede wszystkim po zjedzeniu przez zwierzę przetrwalników wąglika z paszą, zarówno podczas wypasu na terenach, na które dostają się z wodą, jak również wskutek karmienia trawą lub sianem zebranym z takich terenów. Choroba może przenosić się z jednego zwierzęcia na drugie jedynie wtedy, gdy krew lub wydaliny chorego zwierzęcia dostaną się na świeże rany lub błonę śluzową. Przetrwalniki po wniknięciu do organizmu dają początek formom wegetatywnym, które z kolei powodują zmiany chorobowe. U zwierząt mniej odpornych dochodzi do posocznicy. Główne objawy to wysoka temperatura, dreszcze, niepokój. Do śmierci dochodzi wskutek porażenia ośrodka oddechowego. Zwierzęta padłe powinny być spalone. Wąglik jest chorobą zwalczaną z urzędu.
Strach we wsi
Inspektorzy weterynarii z Tomaszowa Lubelskiego przyjechali do Nabroża. - Kazali oddać nam pozostałą wędlinę - opowiada hodowca. - Zostało nam tego ok. 50 kg. Wiem, że wzięli też od sąsiada ze 20 kilo. Zdezynfekowali podwórko i oborę, a żona sodą kaustyczną przemywała lodówkę. Niebawem do szpitala w Tomaszowie Lub. trafił rolnik wraz z żoną i dwójką dzieci. Na podstawie objawów, na jakie się uskarżali, zaistniało uzasadnione podejrzenie, że cała czwórka mogła paść ofiarą wąglika.
- W przypadku zjedzenia mięsa z chorego zwierzęcia zagrożenie dla ludzi istnieje od 2-5 dni - mówią w tomaszowskim sanepidzie.
Jeśli więc nikt nie przechowuje wędlin z chorych zwierząt, to ludzie w Nabrożu i okolicach są już bezpieczni.
Można spać spokojnie
Nie potwierdziły się też przypuszczenia, że ofiarą wąglika mogła paść krowa w niedalekim Kryszynie (gm. Telatyn). Zachodzi podejrzenie, że chorowała na nią krasula w sąsiednim Mikulinie (gm. Tyszowce). - Nie stwierdziliśmy dalszych zachorowań na tę chorobę - mówi Jan Waga, powiatowy lekarz weterynarii w Tomaszowie Lub. - W tej chwili przymierzamy się do szczepień ochronnych bydła, koni i owiec w Nabrożu i Mikulinie.