Grupa radnych chce przekazać dzieciom z domów dziecka tablety, jakie zafundował im magistrat do pracy. – Czy radni boją się elektroniki? – pyta Piotr Błażewicz, przewodniczący Rady Miasta w Zamościu.
W kwietniu miasto kupiło nowy system do obsługi prac Rady Miasta. Składają się na niego m.in. 24 tablety pozwalające na elektroniczne głosowanie. To na te urządzenia radni mieliby też dostawać wszystkie niezbędne dokumenty, aby nie trzeba było ich drukować. Nie wszystkim jednak taka organizacja pracy przypadła do gustu.
– Jesteśmy zaskoczeni zakupem tabletów, bo pod koniec poprzedniej kadencji wypowiedzieliśmy się jednogłośnie, że nie chcemy z nich korzystać – mówi radny Rafał Zwolak i dodaje, że taniej byłoby korzystać z poprzedniego, niezawodnego systemu.
– Dlatego ponad podziałami politycznymi przygotowaliśmy projekt uchwały, w której chcemy przekazać tablety dzieciom z domu dziecka – dodaje radny Tadeusz Zagdański.
– Nawet nie odebrałem tego dość drogiego urządzenia – podkreśla radny Marek Kupczyk i dodaje, że na początku kadencji radni zdecydowali o zwiększeniu swoich diet i nie są im teraz potrzebne drogie zakupy. Tym bardzie, że z programu do obsługi sesji mogą korzystać na domowych komputerach lub smartfonach.
Zaskoczenia takim podejściem nie kryje przewodniczący Rady Miasta w Zamościu, Piotr Błażewicz, do którego trafi teraz projekt uchwały.
– Oczywiście skieruję go pod obrady – podkreśla. – Uważam jednak, że to ruch populistyczny. Czy radni boją się elektroniki? Czy mają problem z obsługą urządzeń? Mamy XXI wiek. Z takiego samego systemu korzysta starostwo i urząd marszałkowski.
Błażewicz tłumaczy, że tablety z oprogramowaniem kosztowały 20 tys. zł. Szacuje, że będą służyły 6–7 lat. Dadzą więc wymierne oszczędności.
– Na drukowanie materiałów dla radnych wydajemy rocznie średnio 9 tys. zł – wylicza. – Każdy z nich przed sesją dostaje 200–250 papierowych stron. W przypadku tabletów byłoby to zbędne.
Przewodniczący uważa, że służbowych tabletów nie zastąpią prywatne komputery. – Dużo maili, które wysyłamy do radnych, nie jest czytanych. Zresztą część radnych nie posiada nawet adresów e-mail – zauważa Błażewicz.