Szpalerami kolców, tzw. odstraszaczy naszpikowane są gzymsy i parapety staromiejskich kamienic.
Mieszkańcy Starówki przyglądają się tej bitwie z mieszanymi uczuciami. - Gdzie nie popatrzysz, tam kolce. Wystarczy komuś pomachać i masz igłę w rękawie. A między szpikulcami siedzą... gołębie. Już nauczyły się je wyrywać. Wlatują z ukosa i piórami rwą jeden za drugim - relacjonuje 50-letnia mieszkanka ulicy Ormiańskiej. Kobieta wie, dlaczego tak się dzieje. Według niej kolce przytwierdzone są za słabo. - Gołębie trzeba zlikwidować, a nie tylko kłuć - dodaje Czesław Repeć, budowlaniec z Zamościa. - Grube miliony władowano przecież w odnowienie starych elewacji.
Zamojscy urzędnicy także uważają, że ptaki powinny ściany podziwiać, zamiast je zanieczyszczać. Próbowali je tego nauczyć. W tym celu, dwa lata temu wybito 70 sztuk i nakarmiono nimi zwierzęta w zoo. Kolejnym etapem wojny z ptactwem było umieszczenie na wszystkich ławeczkach wokół Rynku Wielkiego apelu "o nie dokarmianie” gołębi. Rezultat jest mizerny. - Jest pan, którego ten zakaz tylko rozjuszył - opowiadają mieszkańcy Starówki. - Kupuje worki ziarna i rozrzuca je z najeżonego kolcami okna na ulicę.
Nie tylko ten zamościanin nie dba o zakazy. Wczoraj przy ul. Ormiańskiej ktoś obficie poczęstował ptaki kluskami. Ptaki rozniosły tę "paszę” po całej okolicy. Na Rynek Wielki nadal przychodzą też całe rodziny z okruchami chleba. Dlaczego? - W każdym europejskim mieście są gołębie, z którymi urzędnicy sobie jakoś radzą - złości się pan Marek, ojciec 6-letniej Anii, która uwielbia dokarmiać zamojskie gołębie. - Nigdzie nie widziałem takich tabliczek i tylu kolców. To skandal! Jeśli ptak nadzieje się na to, musi cierpieć. Mam propozycję, żeby te "odstraszacze” zamontować niektórym panom przy biurkach.
Krystyna Pomarańska z Lubelskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt także jest oburzona pomysłami urzędników. - To barbarzyństwo - denerwuje się. - Ptaki mają miejsca, w których się gnieżdżą, za wszelką cenę próbują się do nich dostać i kaleczą się. W innych miastach gołębie są chlubą, u nas się z nimi walczy, bo odpowiednim służbom nie chce się po nich posprzątać.
Stanisława Kozieja, prezesa zamojskiego Zakładu Gospodarki Lokalowej (spółka montuje kolce na kamienicach) takie argumenty nie przekonują. - Odstraszacze to konieczność - zapewnia. - Musimy chronić budynki przed zabrudzeniem. (MAZ)