Niby dość estetyczne i solidne, a jednak w Zamościu nie dają im spokoju. Kamienne, ciężkie kule ustawiane w różnych punktach miasta, by zapobiegać niewłaściwemu parkowaniu i wjeżdżaniu samochodów na chodniki, co raz zmieniają swoje położenie. Bywa, że z tego powodu robi się niebezpiecznie.
To z pozoru błahy, ale jednak od wielu miesięcy gorący temat w Zamościu. Kamienne kule, kupione przez Zarząd Dróg Grodzkich już na początku roku pojawiły się w kilku miejscach Starego Miasta. Wywołały spore zainteresowanie i wiele, również złośliwych komentarzy, głównie zamieszczanych w mediach społecznościowych.
Jeszcze więcej pisano o nich wiosną, gdy z dnia na dzień „wyrosły” na chodnikach i ścieżkach rowerowych przy ul. Piłsudskiego, m.in. na przeciwko parkingu przy parku oraz w sąsiedztwie zielonego rynku na os. Orzeszkowej. Ich pierwotne umiejscowienie powodowało pewne utrudnienia dla pieszych i cyklistów.
Dyrektor ZDG zapewniał nas wówczas, że to się zmieni i kule będą przez jego pracowników ustawione tak, by nikomu nie przeszkadzać. Nikomu, poza kierowcami, którym miały uniemożliwiać wjazd i parkowanie na świeżo wyremontowanych traktach.
Ale kule wcale nie stoją w miejscu. Co jakiś czas się przemieszczają, bywa, że na bardzo duże odległości. – W piątek czy w sobotę jak rano przyjechałem do pracy, to jedna była na środku jezdni. Szczęściem ją minąłem, a zaraz za mną jakiś kierowca się zatrzymał i ją sam przetoczył na pobocze. Bo to przecież niebezpieczne – mówi jeden z handlujących na targowisku. Mężczyzna opowiada, że najczęściej kule są przetaczane w weekendy. – Pewnie dzieciaki wracają z imprez i chcą się popisać – przypuszcza. Sam przeciwko kulom nic nie ma, ale uważa, że powinno się pomyśleć o ich solidniejszym przymocowaniu.
– Na ul. Piłsudskiego, niedaleko parku kul już nie ma. Bo rzeczywiście w tym miejscu ciągle były przetaczane. Teraz stoją tam słupki – mówi Marcin Nowak, dyrektor ZDG w Zamościu.
Twierdzi, że póki co nie ma potrzeby zajmowania się kulami ze Starego Miasta, bo tam od jakiegoś czasu jest spokój.
– Na początku był z tym duży problem, ale teraz rzeczywiście jest znacząca poprawa. W zeszłym tygodniu mieliśmy dwa takie przypadki, a tydzień wcześniej tylko jeden – przyznaje Marian Puszka, komendant Straży Miejskiej w Zamościu. Skąd ta zmiana? – Teren zespołu staromiejskiego jest objęty monitoringiem. Jego operator sprawnie wychwytywał wszystkie przypadki przetaczania kul, a strażnicy interweniowali – opowiada Puszka. Zapewnia, że jego podwładni w takich przypadkach nikogo mandatami nie karali, a jedynie pouczali. To podobno wystarczyło.
W rejonie ryneczku na os. Orzeszkowej tak się nie da, bo tam nie ma kamer. Póki co dyrektor ZDG nie podjął decyzji, co z kulami w tym miejscu. – Nie chcieliśmy ich mocować na stałe, aby w razie konieczności udrożeniania przejazdu np. dla służb ratunkowych móc je przesunąć, ale może trzeba będzie zastosować takie rozwiązanie, a może jednak ustawimy słupki – zastanawia się Nowak.
Przypomnijmy, że ZDG kupił 100 takich kul pod koniec zeszłego roku. Za jedną, ważącą ok. 250 kg. trzeba było zapłacić 100 zł.