ROZMOWA z prof. Agnieszką Szuster-Ciesielską z Katedry Wirusologii i Immunologii UMCS w Lublinie.
Jeśli przyjęty przez rząd plan zaszczepienia przeciwko COVID-19 wszystkich chętnych Polaków do końca sierpnia powiódłby się, mielibyśmy epidemię z głowy?
– Taki termin to bardzo optymistyczne założenie i bardzo trudny do realizacji z wielu względów. Problem w tym, że nie wiemy do końca ile osób faktycznie trzeba jeszcze zaszczepić, żeby mogła wytworzyć się odporność populacyjna i żeby zatrzymać transmisję wirusa.
Zakładano, że COVID-19 przeszło już ok. 40 proc. Polaków i mają oni naturalną odporność. Jak jednak pokazują aktualne statystyki dotyczące coraz większej liczby nowych zakażeń, ten odsetek jest znacznie niższy, najprawdopodobniej na poziomie 25 proc. Trudno to jednak zweryfikować, jeśli nadal wykonuje się za mało testów. Do tego nie prowadzi się na szerszą skalę badań nad naturalną odpornością naszych obywateli. Nie wiemy też ile osób, z tych które zadeklarowały chęć zaszczepienia się, faktycznie przyjmą szczepionkę, czy w międzyczasie nie zrezygnują. Sporo pacjentów, którzy nie chcieli być szczepieni produktem AstraZeneca już tak przecież zrobiło. Nie wiemy także na 100 procent jak faktycznie będzie z zapowiadanymi zwiększonymi dostawami szczepionek, których pierwsze partie mają do nas dotrzeć już w kwietniu, czy nie będzie opóźnień i czy ilości będą takie, jak w deklaracjach. Szansą na przyśpieszenie programu szczepień jest planowane włączenie nowych punktów podawania szczepionki, m.in. w aptekach czy w zakładach pracy, a także poszerzenie grupy osób, które mogą kwalifikować do szczepień. Do tej pory mogli to robić tylko lekarze.
Czy Izrael, który jest uważany za kraj, który już poradził sobie z koronawirusem, faktycznie może czuć się bezpiecznie?
– W tym momencie jest to faktycznie kraj wzorowy, mający doskonałe wyniki jeśli chodzi o ochronę populacyjną jak i transmisję wirusa. Do dziś zaszczepiono blisko 60 proc. obywateli tego kraju, w tym dwiema dawkami ponad 50 proc. Mieszkańcy mogą już kosztować normalności. To dobra wiadomość dla innych krajów, bo pokazuje, że szczepionki faktycznie działają. Miejmy nadzieję, że uda się tam taki stan utrzymać. Wszystko zależy jednak od tego, jak będzie zachowywał się wirus. Pamiętajmy, że szczepionki Pfizera, Moderny i AstraZeneki, które chronią przed wariantem brytyjskim, są znacznie mniej skuteczne jeśli chodzi np. o wariant południowoafrykański. W przypadku Pfizera i Moderny jest to nawet 7-8-krotnie niższa skuteczność. W przypadku AstraZeneki ta skuteczność jest na poziomie ok. 10 proc. Może dojść do przewagi tych wariantów, przed którymi nie ma ochrony. Wirus będzie dążył do tego, żeby przetrwać, taka jest jego biologia. Z drugiej strony szczepionki, które są dostępne na rynku europejskim można szybko modyfikować uwzględniając nowe warianty wirusa. Pfizer i Moderna już takie prace zaczęły, a Europejska Agencja Leków pracuje nad skróceniem drogi formalnej, która pozwoli na szybkie wprowadzenie modyfikowanego produktu na rynek.
W kwietniu do Polski mają trafić pierwsze partie nowej, jednodawkowej szczepionki Johnson&Johnson. Jaka jest jej skuteczność?
– To szczepionka wykorzystująca tę samą metodologię jak produkt AstraZeneca, która jest oparta na adenowirusie małpy. Różnicą jest to, że w przypadku produktu Johnson&Johnson zastosowano adenowirus człowieka. Jej skuteczność jest niższa, niż produktów już dostępnych na rynku: na poziomie 66.3 proc.(w USA wykazano jej efektywność w 74,4 proc.). W 100 proc. chroni ona jednak przed ciężkim przebiegiem COVID-19, hospitalizacją i śmiercią. Jej zaletą jest na pewno przyjęcie tylko jednej dawki, nie ma powodów, żeby się tego produktu obawiać. Takich podstaw nie było też w przypadku AstraZeneki, która nadała właśnie nazwę handlową swojej szczepionce: Vaxzevria. Pojawiły się już interpretacje, że powodem może być czarny PR i zamieszanie, jakie powstało niedawno wokół tego produktu, którego skutkiem była rezygnacja ze szczepień wielu pacjentów, nie tylko w Polsce. Nie doszukiwałabym się tu jednak podtekstów, bo to standardowa procedura. Nazwę handlową ma też przecież np. szczepionka Pfizera: Comirnaty. Konkurencja wśród producentów szczepionek jest ogromna, zwłaszcza w tak specyficznych warunkach jak pandemia. W tym także można szukać przyczyn takiego chwilowego zamieszania, które może się jeszcze powtórzyć przy innych produktach. W kolejce do zatwierdzenia przez Europejską Agencję Leków czekają już dwie kolejne szczepionki: amerykańska firmy Novavax, która jest szczepionką proteinową i niemiecka CureVac, szczepionka mRNA, czyli opracowana na takiej zasadzie jak Pfizer i Moderna.