– Znaki, jak stały, tak stoją nadal – denerwuje się mieszkaniec ulicy Sławacińskiej w Białej Podlaskiej. We wrześniu do magistratu wpłynęła petycja w sprawie zdemontowania znaków zakazu zatrzymania się na fragmencie tej ulicy. Ale znaki nadal uprzykrzają życie niektórym mieszkańcom.
– Do dzisiaj nie dostaliśmy żadnej informacji o tym, co dalej z tymi znakami – przyznaje mieszkaniec tej ulicy.
Ten znak to „B–36” czyli zakaz zatrzymania się. Ale dotyczy on tylko fragmentu Sławacińskiej. – To jest uciążliwe. Wielu z nas ma więcej niż jeden samochód. A posesje nie są na tyle duże, by na nich zawracać. A to wymaga postoju na ulicy – tłumaczyli we wrześniu bialczanie. – Poza tym, do każdego z nas ma prawo przyjechać gość, czy kurier i godnie zaparkować przy posesji.
Do władz miasta trafiła petycja w tej sprawie. Autorzy napisali, że tylko na fragmencie ulicy postawiono znaki zakazu. Ich zdaniem to krzywdzące, bo ruch na całej długości Sławacińskiej jest jednakowy. Urzędnicy tłumaczyli, że znaki ustawiono właśnie na wiosek mieszkańców. – Nikt nie poinformował nas o zamiarze zmian w organizacji ruchu – odpowiadają z kolei bialczanie.
Jeden z mieszkańców poskarżył się do nas, że do tej pory sprawy nie rozstrzygnięto. – Najgorsze jest to, że kawałek dalej znaków nie ma i samochody stoją na ulicy i tam nikomu nie przeszkadzają. Tam nie zagrażają bezpieczeństwu? Dla nas to jest bardzo uciążliwe – mówi i dodaje, że urzędnicy nie kontaktowali się z nikim. – Jesteśmy pokrzywdzeni, bo nikt nie może do nas przyjechać, bo na podwórkach nie ma miejsca na postój – przyznaje nas rozmówca.
Z kolei, urzędnicy tłumaczą, że lada dzień odpowiedzą autorom petycji .– Przy podjęciu decyzji wiążące dla nas będzie stanowisko policji – podkreśla Renata Tychmanowicz, naczelnik wydziału dróg w urzędzie. – W pierwszej kolejności chcielibyśmy przekazać odpowiedź, zgodnie ze ścieżką formalną autorom petycji – dodaje jednak pani naczelnik.
We wrześniu magistrat tłumaczył, że „priorytetem będzie bezpieczeństwo pieszych i kierowców”.