Niedzielną, wygraną walkę ćwierćfinałową igrzysk olimpijskich w boksie Juli Szeremety z Klubu Sportowego Paco z Shleyann Lozada z Portoryko, która dała naszej zawodniczce awans do półfinału i co najmniej już brązowy medal, na żywo w Paryżu oglądał sternik lubelskiego klubu Andrzej Stachura. – To najważniejszy dzień w historii lubelskiego pięściarstwa, a może być jeszcze piękniej – mówi „Dziennikowi Wschodniemu”.
Da Pan radę dzisiaj zasnąć?
– Będzie bardzo ciężko. To były niesamowity dzień i ogromne emocje. Czeka mnie chyba kolejna nieprzespana noc. Wczoraj też nie spałem, bo do ostatniej chwili szukaliśmy samolotu i noclegu, by móc na żywo dopingować Julkę w stolicy Francji.
Gdy po pierwszej rundzie Julia Szeremeta wygrywała u wszystkich sędziów, co Pan sobie pomyślał?
– Jest bardzo dobrze. Gdy udanie zaczyna walkę, to zazwyczaj nie przegrywa, rozkręca się z każdą minutą. Gdy po drugiej rundzie wciąż zdecydowanie prowadziła, krzyczałem do niej, że medal jest już na wyciągnięcie ręki. Atmosfera na trybunach była niesamowita. Kibicowaliśmy pełną parą: trener Mariusz Malik, moja żona, synowie Adam i Szymon. Dołączyło do nas także wielu Polaków, w tym także Aneta Rygielska, która choć była bardzo blisko strefy medalowej turnieju bokserskiego nie zdołała wywalczyć awansu. Wszyscy nie szczędziliśmy gardeł, ale warto było, bo na ten medal polski boks czekał równe 32 lata.
To prawda, że podczas jednej z pierwszych gal Suzuki Boxing Night, odbywających się w Lublinie powiedział Pan Wojciechowi Bartnikowi, ostatniemu polskiemu pięściarskiemu medaliście, że to zawodniczka z Paco będzie kolejną, która zdobędzie dla naszego boksu medal podczas igrzysk olimpijskich?
– Mówiłem mu to kilka razy. Uśmiechnął się, ale pogratulował i powiedział, że czeka na tę chwilę z wielkim utęsknieniem. I obaj się doczekaliśmy.
Julia Szeremeta w Paryżu rozkręca się z walki na walkę. W środowym pojedynku o olimpijski finał z Filipinką Nesthy Petecio, podobnie jak w dzisiejszym starciu z 33-latką z Portoryko, nie będzie faworytką. Rywalka to wicemistrzyni olimpijska sprzed trzech lat z Tokio…
– Ale to już historia. Julka zapowiedziała, że do Paryża przyjeżdża po medal, a nie na wycieczkę. Swój cel już zrealizowała, ale ostatniego słowa jeszcze nie powiedziała. Na pewno z tych trzech stoczonych dotychczas walk najtrudniejsza była ta pierwsza. Ona nikogo się nie boi, więc zapowiada nam się niezwykle ciekawa walka półfinałowa, a potem w co mocno wierzę także i finał o złoto.
Julia Szeremeta to druga po Karolinie Michalczuk zawodniczka, która w barwach Paco dostąpiła zaszczytu występu w igrzyskach olimpijskich. W odróżnieniu od byłej mistrzyni świata i Europy, najlepszej w historii polskiego boksu pięściarki z najważniejszej sportowej imprezy wróci jednak z medalem!
– Dobrze pamiętam walkę w 2012 roku w Londynie Karoliny Michalczuk z Mary Kom z Indii, pięciokrotną mistrzynią świata. Górę wzięło wtedy doświadczenie ikony światowego boksu za jaką uważana była Hinduska. Na postawę naszej zawodniczki z pewnością miał też konflikt pomiędzy trenerami kadry, a klubowym. By osiągnąć sukces potrzebny jest spokój i współpraca.
Co wydarzy się w środę?
– Jadąc do Paryża Julia marzyła o medalu i już go ma. Teraz marzymy o finale i złocie. Kciuki zaciskać będziemy wszyscy, którzy kochają boks. W tym gronie są też były prezes MKS II LO Chełm Marek Sikora oraz pierwszy klubowy trener Julki Józef Radziewicz. To z chełmskiego klubu do Paco przed sześcioma laty przeszła nasza medalistka. Oni też dołożyli sporą cegiełkę do tego sukcesu, za co im serdecznie dziękuję.