Władysława Zdeb z Niedrzwicy Kościelnej niedaleko Lublina pokazuje nam wytatuowany na przedramieniu obozowy numer. Nie może powstrzymać płaczu. – Te wspomnienia nadal mnie bolą – mówi. – Nigdy się od tego nie uwolnię.
Codziennie widziała, jak hitlerowcy ciągną ludzi na śmierć. Wcześniej trzymali ich po kilka dni bez jedzenia i picia w szpitalu. Patrzyła, jak więżniowie wciskali ręce między kraty i krzyczeli, że chcą wody. Dla nich nie było ratunku. Nie było dnia,by Niemcy nie palili ludzi w krematorium. – Musieliśmy oddychać tym powietrzem, w którym czuło się zapach śmierci – wspomina Zdeb.
Więźniowie wiedzieli o wszystkim, co się działo poza obozem. O tym, że Lublin i Warszawa są już wyzwolone. – Przez druty kolczaste kontaktowaliśmy się z księdzem – mówi pani Władysława. – Kiedy już zbliżał się moment wyzwolenia, ksiądz, przechodząc, mówił do nas: „Niewiasty, módlcie się. Już niedługo skończy się wasza męka”. W obozowym śmietniku znalazła różaniec, chowała go pod językiem, żeby Niemcy nie znaleźli i nie zabrali. I modliła się o powrót do domu i trójki małych dzieci.
Pod koniec 1944 r. więźniowie wiedzieli już, że coś się zmienia. Niemcy zaczęli zachowywać się inaczej. By zatrzeć ślady swoich zbrodni, zaczęli rozbierać i niszczyć komory gazowe, krematoria oraz palić dokumenty. – Wywozili więźniów pociągami do Niemiec – opowiada pani Władysława. – Nas została garstka. Trochę dzieci, kobiet i mężczyzn, i chorzy w szpitalu. Baliśmy się, bo mówili, że teraz nas wypalą.
W połowie stycznia Niemcy przestali organizować apele. Pozwalali chodzić do magazynu po chleb. – Po kilku dniach podpalili 40 bloków, otworzyli bramę. Odłączyli prąd od bram i powiedzieli, że jesteśmy wolni. A sami sobie poszli – wspomina Władysława Zdeb. – Całowaliśmy się, ściskaliśmy, przewracaliśmy się z radości.
W bloku pani Władysławy były tylko cztery Polki. Po opuszczeniu Auschwitz wszystkie zatrzymały się kilka dni u księdza. Później trzy dni wracała z Krakowa do domu. – Kiedy weszłam do domu, młodszy syn siedział na podłodze – mówi ze łzami w oczach. – Złapałam go w objęcia. Wtedy mnie poznał i krzyczał: „Moja mamusia wróciła”.