Po trzech tegorocznych remisach Motor miał sięgnąć po zwycięstwo w meczu z GKS Katowice. Przełomu jednak nie było i lublinianie znowu musieli podzielić się punktami, co bardziej ucieszyło gości ostatniego spotkania.
Motor Lublin - GKS Katowice 0:0
GKS: Gorczyca - Krysiński, Kamiński, Napierała, Mielnik - Goncerz (71 Górski), Iwan, Wijas, Nowak (71 Hołota), Plewnia - Kaliciak (90+1'Kowalczyk).
Żółte kartki: Kamil Król, Misztal (M) - Napierała, Iwan, Krysiński (G).
Sędziował: Rafał Greń (Rzeszów).
Widzów: ok. 3000.
ZDANIEM TRENERÓW
- Wiedzieliśmy, że gospodarze mają kilku zawodników o dobrych warunkach fizycznych i to będzie ich atutem. Spodziewaliśmy się gry górą. Staraliśmy się, aby przeciwnicy nie mieli swobody przy rozgrywaniu piłki w środkowej strefie, zmuszając do stosowania wrzutek. Moi piłkarze poprawnie wykonali przedmeczowe założenia, w obronie nie ponieśliśmy strat. W akcjach ofensywnych zabrakło ostatniego podania. Po przechwycie piłki dość dobrze zaczynaliśmy akcje, wychodziliśmy z przewagą, natomiast szwankowało wykończenie. Myślę, że zawodnicy obydwu zespołów mieli świadomość wagi tej konfrontacji, dlatego nie zawsze potrafili zachować spokój. Mimo, że Bartosz Iwan nie wykorzystał rzutu karnego, jest ważnym punktem zespołu, naszym czołowym snajperem. W Lublinie rozegrał dobre spotkanie. Wynik meczu z Motorem był do końca otwarty. Jestem też przekonany, że do ostatniej kolejki będziemy walczyli o pozostanie w pierwszej lidze.
Ryszard Kuźma (Motor)
- Po przebiegu wydarzeń na boisku można uznać, że podział punktów jest sprawiedliwy. Może mecz ułożyłby się inaczej, gdybyśmy wykorzystali przewagę, byli bardziej zdecydowani pod bramką przeciwnika. Trzeba przyznać, że Katowice grały mądrze, a Iwan kilka razy nam zagroził. Ten zawodnik sprawił wiele kłopotu. Nasze poczynania mogły trochę przypominać bicie głową w mur, akcje były powtarzalne, jednak trudno dziwić się piłkarzom. Czuli presję wyniku, z którego na pewno nie byli zadowoleni. Czas uciekał i gra była coraz bardziej nerwowa. Nie udało się zamknąć żadnej z akcji. Strzały, których nie brakowało, także nie były skuteczne. Nie pozostaje nam nic innego jak przyjąć ten rezultat i walczyć dalej. Jak oceniam debiut Carabulei? Za wcześniej na jakieś wyroki. Zawodnik trafił do nas po wielu przygodach i zobaczymy, jak będzie się prezentował na kolejnych treningach. Na pewno nie dostanie miejsca w składzie za darmo.