Komisja Europejska przygotowała pierwsze szczegółowe propozycje finansowe. Na razie jest to wersja robocza przeznaczona dla krajów Piętnastki. To właśnie oni jako płatnicy unijnego budżetu muszą podjąć wspólną decyzję, ile pieniędzy przeznaczyć dla rolników czy na budowę autostrad w nowych krajach unii.
Jak wynika z dokumentu, wstępne propozycje wcale nie są tak korzystne, jak się tego spodziewano. Jeszcze w styczniu 2002 r. mówiło się w Brukseli o 20 mld euro dla Polski w pierwszych trzech latach członkostwa. Po odliczeniu składki członkowskiej do unijnego budżetu, którą jako członek wspólnoty będzie musiała płacić Polska, było ok. 12 mld euro na czysto. Dziś ta kwota stopniała przeszło o połowę (do 5,3 mld). Tym samym Polska nie ma już szans na to, by jak zapewniał jeszcze na wiosnę odpowiedzialny za rozszerzenie komisarz Gunter Verheugen, po wejściu do unii otrzymywać miliard euro więcej niż otrzymujemy obecnie.
Nie dość na tym, bo Komisja Europejska proponuje, by pieniądze z niewykorzystanych do 2004 r. funduszy przedakcesyjnych PHARE, SAPARD i ISPA włączyć jako pozycje pomocy wypłacanej już po naszym przystąpieniu do unii.
Polski rząd będzie musiał podjąć salomonową decyzję, z jednej strony mając skromną ofertę finansową Brukseli, z drugiej własną opinię społeczną, której przez lata obiecywano, że po przystąpieniu do unii otrzymamy miliony. Na domiar złego - jak wynika z dokumentu Komisji Europejskiej - w pierwszym roku członkostwa nie będzie pieniędzy ani na dopłaty bezpośrednie dla rolników, ani na fundusz spójności, z którego finansuje się między innymi budowę autostrad. Dopłaty są obliczane za pełny rok członkostwa, a więc na pierwsze pieniądze z tego tytułu nasi rolnicy mogą liczyć dopiero w 2005 r. W drugim przypadku Komisja Europejska zakłada, że Polsce nie uda się za szybko uruchomić żadnego z wielkich projektów infrastrukturalnych. I ma do tego pełne prawo, zważywszy, że aby otrzymać pieniądze w 2004 r., już teraz musielibyśmy dostarczyć ich projekty do Brukseli.