Po czwartej nad ranem sąsiedzi zauważyli dym i płomienie w mieszkaniu samotnego mężczyzny. On sam prawdopodobnie już nie żył.
Pożar przypuszczalnie wybuchł po zapaleniu się ubrań rozwieszonych nad kuchnią. To wersja tych, którzy znali ofiarę.
- Zaglądałam często do niego wieczorem. Miał zwyczaj suszyć skarpety i spodnie nad płytą kuchenną. W czasie mrozów podkładał więcej niż zwykle, bo bał się, że w nocy zamarznie - tłumaczy Irena Lipińska, kuzynka tragicznie zmarłego. PSP w Białej Podlaskiej nie wyklucza takiego scenariusza.
Nieszczęście dotknęło najbiedniejszych mieszkańców gminy. Marian L. był kawalerem. Żył z niskiej renty i zasiłków pomocy społecznej. Niedowidział i miał problemy ze słuchem.
- Cichy, skromny, o nic się nie upominał. Samodzielny do końca. Przygarnął inwalidę, który rok temu zmarł - mówi wójt Tadeusz Semeniuk.
Połowa domu należąca do gminy ocalała, ale częściowo wypalił się dach. Wnętrze nie nadaje się do zamieszkania. Uszła z życiem trójka lokatorów. Samotna kobieta mieszka kątem u rodziny.
Bezrobotna matka i jej kilkunastoletni syn ostatnią noc spędzili w pomieszczeniu zastępczym wygospodarowanym przez wójta.