Zofia Skiba przekonała się o tym osobiście. Mając cztery koty, w ciągu paru miesięcy wszystkie straciła. Najbardziej boli ją sposób, w jaki się to stało. Kobieta jest przekonana, że wszystkie zostały wybite przez jej sąsiada. Była świadkiem jednej z egzekucji
Wcześniej kobieta miała podejrzenia co do losu jej zwierząt. Wielokrotnie widziała jak sąsiad traktuje swoje psy. Zdaniem Zofii Skiby, zwierzęta były przez niego bite i wieszane. - Mniej więcej co pół roku w zagrodzie sąsiadów pojawiał się nowy pies, nigdy nie był jednak lepiej traktowany, niż jego poprzednicy.
Pani Zofia przestała milczeć, gdy stała się niemym świadkiem "egzekucji” jej pierwszego kota. Sąsiad nigdy się do tego nie przyznał. Po interwencji u wójta, która nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, kobieta nie wie do kogo się zwrócić.
Robert Mularuk, inspektor okręgowy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami jednoznacznie twierdzi, iż znęcanie się i mordowanie zwierząt jest czynem karalnym. Grozi za to nawet do dwóch lat pozbawienia wolności.
- Odradzałbym jednak wnoszenia sprawy do sądu bez niezbitych dowodów winy. W tym przypadku chyba o takie trudno. Natomiast obowiązkiem gminy po otrzymaniu takiego sygnału jest przeprowadzenie nadzoru gospodarstwa, w którym mogło dojść do łamania praw zwierząt. Taki obowiązek spoczywa też od niedawna na powiatowym lekarzu weterynarii. Dlatego radziłbym wystosować pismo do tych dwóch instytucji z prośbą o interwencję -podpowiada Robert Mularuk.
Radomir Bańko, powiatowy lekarz weterynarii przyznaje, że choć inspektorat ma obowiązek interweniować w takich sytuacjach, to zgłoszeń jest niewiele.
- Zdaję sobie sprawę, iż większość takich spraw nie jest ujawniana. Do nas skargi napływają sporadycznie. W tym roku nie przypominam sobie żadnej, w zeszłym podjęliśmy chyba tylko jedną interwencję. Bardzo żałuję, gdyż wiem, że do maltretowania zwierząt dochodzi bardzo często, w wielu gospodarstwach - podkreśla Radomir Bańko.•