Lesław K. nie ma szczęścia w życiu. Choroba alkoholowa zniszczyła jego zdrowie i zabrała dom. Nie ma nawet łóżka, na którym mógłby spać. Do noclegowni nie chcą go wpuścić, bo nie zerwał z nałogiem.
Pozostała mu cementowa posadzka przy śmietniku między blokami przy al. Tysiąclecia.
Bezdomny leżał na cemencie owinięty w słomianą matę i tektury. Prosił o jedzenie. Dostał dwie bułki i kawałek kiełbasy. Mówił potem, że chętnie zamieszkałby w noclegowni przy ul. Narutowicza, ale go tam nie chcą.
– Obawiamy się, że dojdzie do tragedii, jaka wydarzyła się w ubiegłym sezonie. W jednym z pomieszczeń wybuchł pożar. Zmarło dwóch mieszkańców. Naprawdę nie możemy wpuścić do środka kogoś, kto będzie pił alkohol i stwarzał zagrożenie – wyjaśnia Jarosława Semeniuk z Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej, który prowadzi noclegownię. Po pożarze odnowiono pomieszczenia. Mieszka tam dwóch bezdomnych. Nie piją. – Są po leczeniu odwykowym. Trzymają abstynencję. Jak dołączą do nich czynni alkoholicy, nie wytrzymają. To jest noclegownia, a nie izba wytrzeźwień. Kto chce zamieszkać, musi zapomnieć o piciu – podkreśla J. Semeniuk.
– Od dawna mamy problem z tym panem. Takich jak on nie ma gdzie umieszczać. Zamroczeni alkoholem trafiają na krótko do szpitala, a potem zostają na ulicy. Mamy zakaz dowożenia ich do noclegowni, ale kiedy zaczną się mrozy, będziemy ich tam odstawiać. Przecież nie będą zamarzać na ulicy – podkreśla Henryk Nędziak, z-ca komendanta Straży Miejskiej w Białej Podlaskiej.
Po naszej interwencji Lesława K. przygarnął na krótko szpital. Po odtruciu nie miał jednak dokąd pójść. Nie odpowiada mu rygor noclegowni. Wrócił na swój śmietnik.