Już po raz szósty wójt Radzynia składa do kuratora prośbę o przyznanie gminie autobusu dla uczniów. I boi się, że znów zobaczy figę.
Wiesława Błaszczak, dyrektor wydziału ekonomicznego Kuratorium Oświaty w Lublinie odrzuca te zarzuty. – Gminy doskonale wiedzą, jakie kryteria muszą spełnić – tłumaczy. – A jest ich masa. Bierzemy pod uwagę chociażby liczbę uczniów dowożonych do szkół i ilość kilometrów, jakie muszą pokonać. Nie bez znaczenia jest także dochodowość gminy.
Błaszczak potwierdza jednak, że informacje o tym, która gmina otrzymała gimbusa, nie są umieszczane na stronach internetowych KO. Szczęśliwcy dowiadują się o tym bezpośrednio z ust kierownictwa kuratorium. Pozostali nie muszą wiedzieć.
Nie ma gimbusa, więc wójt nadal korzysta z usług radzyńskiego PKS. Codziennie gmina musi dowieźć do szkoły i odstawić do domu ponad 600 uczniów. To najwięcej w powiecie! Potrzeba na to ośmiu autokarów. W ubiegłym roku wójt wydał na ich wynajem 270 tys. zł. To poważnie obciąża budżet gminy. Korzystanie z własnego taboru, choćby z jednego, dwóch pojazdów, znacznie obniżyłoby koszty. I to mimo konieczności zatrudnienia własnego kierowcy. Bo jeden własny gimbus, to co najmniej dwa wynajęte wozy mniej.
Jednak wszystko wskazuje na to, że i tym razem prośba wójta Kałuskiego o autobus nie doczeka się szczęśliwego zakończenia. Bowiem kuratorium nie wie jeszcze, czy Ministerstwo Edukacji i Nauki zakupi w tym roku gimbusy. Nie wie nawet, czy MEiN w ogóle planuje taki zakup.
Jak dowiedzieliśmy się od Jolanty Kasprzak, rzecznika KO, od 1999 roku do dziś do uczniów na Lubelszczyźnie trafiło 81 gimbusów.