Tłum chorych kłębiących się w gigantycznej kolejce do lekarza. Matki z gorączkującymi dziećmi obok zakatarzonych, kichających dorosłych. Tak wyglądała
w sobotę poczekalnia w ambulatorium stacji pogotowia w Białej Podlaskiej.
Pacjenci, których spotkaliśmy w ambulatorium, nie zostawili na bialskiej służbie zdrowia suchej nitki: - To klęska! Chyba pora umierać. Brakuje nawet krzeseł dla schorowanych staruszków! - oburzała się Jadwiga Minakowska.
Na zaduch w poczekalni narzekała pani Magda, która utknęła w kolejce z gorączkującym niemowlakiem. Nastoletni Michał po łyk świeżego powietrza musiał wychodzić na schody. - Już mdlałem. Mam czterdzieści stopni gorączki. Chyba nie doczekam do przyjęcia przez lekarza.
A w ambulatorium przyjmował jeden pediatra i jeden internista.
Doktor Dariusz Kacik, zastępca dyrektora ds. lecznictwa Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Białej Podlaskiej nie ukrywał oburzenia, że całą opiekę nad chorymi w mieście ma zapewnić w sobotę jedno ambulatorium.
- Zgłasza się do nas wielu pacjentów z "wirusówkami”. W tak ciężkie dni powinien nam pomóc szpital. Stamtąd jednak odsyła się ludzi do nas. A przecież tu mamy świadczyć jedynie pomoc doraźną.
Zdaniem lekarzy, winni są także sami pacjenci, którzy gorączkują od kilku dni, a na wizytę u lekarza decydują się dopiero w sobotę. - Albo czekają do wieczora i wzywają karetkę. Jakby nie mogli wcześniej pójść do lekarza rodzinnego - zauważają. •