– Kondycję zwierząt określamy jako dobrą – oceniają eksperci po kontroli w stadninie w Janowie Podlaskim. A minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski zapewnia, że tej najstarszej państwowej stadninie w Polsce nie grozi upadek.
O kontrolę, m.in. dobrostanu zwierząt, poprosił nowy prezes stadniny Marek Gawlik. – Nie stwierdziliśmy znaczących niedociągnięć w zakresie hodowlanym i zootechnicznym – mówi profesor Grzegorz Tomczyk z Państwowego Instytutu Badawczego w Puławach, który kierował grupą ekspertów.
Przegląd odbył się 19 maja. Na jego podstawie powstał kilkunastostronicowy raport. – Kondycję zwierząt określamy jako dobrą – podkreśla Tomczyk.
Tego samego dnia stadninę odwiedziły posłanki Koalicji Obywatelskiej Joanna Kluzik-Rostkowska oraz Dorota Niedziela. Ich relacja wskazywała na zaniedbania, dotyczące m.in. końskich kopyt. – Było to spowodowane pandemią koronawirusa i tym, że na teren stadniny nie mógł wejść kowal – tłumaczył w środę na konferencji prasowej minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.
Ale zdaniem ekspertów, nad pewnymi aspektami stadnina musi popracować. – Odnotowaliśmy wysoki odsetek padnięć cieląt czy też słabą jakość mleka – wskazuje profesor z Puław. – Nie domaga też bioasekuracja. W trybie pilnym należy rozdzielić bydło od koni. Konie to dobro narodowe. Dostęp do nich osób postronnych powinien być ograniczony – zaznacza Tomczyk.
Zdaniem szefa resortu rolnictwa, ciągłe ataki na stadninę to element polityki Platformy Obywatelskiej. – Politykom PO nie chodzi o troskę, tylko o przypisanie rządowi PiS kolejnej łaty, przedstawienie kłamliwego wizerunku. To są kłamstwa Platformy. Złe intencje przyświecają tym, którzy nakręcają tę spiralę nienawiści – uważa minister.
Poza tym, Ardanowski podkreśla, że stadninie nie grozi upadek. – Szukamy pomysłu, jak wydzielić hodowlę koni. Na pewno trzeba zwiększyć sprzedaż koni, bo obecnie w stadninie jest zagęszczenie – zauważa i zapewnia, że rząd nie zamierza prywatyzować państwowych stadnin. Szef resortu nie odniósł się jednak do propozycji nowego prezesa stadniny dotyczącej potrzeby dokapitalizowania spółki.
Przypomnijmy, że 2018 rok stadnina zamknęła ze stratą 3,2 mln zł. – To jest gospodarstwo rolne. Jego wyniki zależą również od suszy. Poza tym, w 2018 roku spadła sprzedaż koni, wskutek zniszczenia wizerunku polskiej hodowli i puszczenia w świat informacji, że tutaj nic już nie ma. Wyniki za 2019 rok będą dużo lepsze, nie są może rewelacyjne, ale nie ma dramatu. Obecnie, są one weryfikowane przez biegłych – podkreśla minister.
Wiadomo też, że tegoroczna aukcja Pride of Poland odbędzie się 9 sierpnia w Janowie Podlaskim. W sumie państwowe stadniny wystawią 22 koni (w tym również embriony oraz dzierżawę klaczy). Janowska stadnina wytypowała 8 klaczy, jeden zarodek i dzierżawę. Lokomotywą może być utytułowana klacz Perfinka z Białki. – Aukcję prowadzić będą ci sami aukcjonerzy co rok temu. Głównym organizatorem wydarzenia jest Polski Klub Wyścigów Konnych – zaznacza Tomasz Chalimoniuk, pełnomocnik ministra do spraw hodowli koni. W związku z pandemią, organizatorzy nie przewidują miejsc dla publiczności.
Nowością będą hojne nagrody dla czempionów. – Pula nagród to prawie 1 mln zł. Pieniądze trafią do hodowców w poszczególnych grupach. 70 tys. zł otrzyma właściciel najlepszego konia pokazu – podkreśla Chalimoniuk. Jego zdaniem, kwota przeznaczona na nagrody jest jedną z najwyższych w Europie, jeżeli chodzi o pokazy. – Ci kupcy, którzy nie dolecą, będą mogli licytować telefonicznie. Tu nie będzie ograniczeń, trzeba będzie tylko wpłacić wadium – tłumaczy pełnomocnik.
Organizatorzy liczą na zainteresowanie kupców i hodowców. – Z tego względu, że ostatnia aukcja odbyła się w lutym w Dubaju, więc jest głód na świecie. Liczę, że środowisko jest wytęsknione – przyznaje Chalimoniuk. Chociaż jednocześnie nie ukrywa, że promocja wydarzenia jest skrócona.
Podczas ostatniej aukcji Pride of Poland sprzedano 14 koni za 1,4 mln euro.