Właściciel kawiarni „Bagietka” twierdzi, że Ireneusz Turski, kandydat na prezydenta Międzyrzeca Podlaskiego, był głównym bohaterem awantury w jego lokalu. Policjant i jednocześnie radny się broni: „Padłem ofiarą głupiego żartu”.
Co właściwie wydarzyło się w „Bagietce”? Waldemar Czempiński, właściciel kawiarni, twierdzi, że w maju w lokalu doszło do awantury. – Przyszedł pan Turski. Był w kiepskim stanie. Przez pewien czas spał nawet za stolikiem. Kiedy się obudził, stwierdził, że nie ma legitymacji. Zamknął lokal i rewidował ludzi. Był obciach. Okazało się, że pod stolikiem znalazł tę legitymację nasz kierowca. Jego koledzy odnieśli dokument do domu policjanta. Pan nadkomisarz nie podziękował, tylko groził, że oskarży kierowcę o kradzież dokumentu.
Nadkomisarz Turski mówi tymczasem, że padł ofiarą żartu. Mówi, że nie zgłaszał przełożonym incydentu, gdyż potraktował to jako dowcip. – Nie spałem wtedy. To kaszana, mówienie o tym. Pokazywałem jedynie legitymację obcym osobom. Położyłem ją na stoliku z telefonem. Piliśmy piwo. Później legitymacja znikła. Pytałem, kto sobie jaja robi. Nie zamykałem lokalu i nie rewidowałem ludzi. Okazało się, że od stolika odszedł kierowca kawiarni. Później moi koledzy poszli do jego domu. Miał mój dokument w spodniach.
Policjant z Międzyrzeca Podlaskiego założył komitet wyborców „Sprawiedliwość, Poszanowanie i Bezpieczeństwo”. Z jego poparciem zamierza starać się o fotel burmistrza miasta. W tej chwili jest przewodniczącym Komisji Rewizyjnej Rady Miasta.