Mieszkańcy ul. Dąbrowskiego przechodzą do domów przez prywatną posesję. Jej właściciel chce by miasto odkupiło od niego grunt i zrobiło drogę.
Olbrzymie emocje podczas ostatniej sesji Rady Miasta wzbudził spór o ulicę Dąbrowskiego. Chodzi o posesję państwa Bagińskich, przez którą przechodzą mieszkańcy kilku domów.
- Szkoda, że nie znajdujemy zrozumienia w urzędzie. Już od 48 lat mieszkam przy tej błotnistej ulicy. Miasto układa kostkę w bardziej reprezentacyjnej części ul. Dąbrowskiego. Tam jest Unia Europejska, a w naszej części jest inny świat, "białoruskie” błoto - mówi Janina Zabielska. - Chcemy, aby miasto utwardziło 80-metrowy odcinek drogi miejskiej i wykupiło od państwa Bagińskich koniec naszej uliczki - dodaje.
Jeszcze bardziej zdenerwowana całą sytuacją jest Halina Bagińska, właścicielka końca ślepej uliczki.
- Od niedawna jesteśmy właścicielami drogi prywatnej. Spłaciliśmy pozostałych spadkobierców przekazując prawie 30 tys. zł za grunt i chcieliśmy przy okazji zaoferować miastu wykupienie około 300 metrów kwadratowych drogi nieutwardzonej. Nie możemy po niej swobodnie się poruszać, bo inni mieszkańcy roszczą sobie do niej pretensje. Wychodzi na to, że korzystają z niej sąsiedzi, a my płacimy podatki - opowiada kobieta.
Do transakcji nie doszło, bo burmistrz zaoferował Bagińskim 3 tys. zł za ten fragment drogi. - To jest bardzo śmieszna cena! - irytuje się pani Halina.
Ale Witold Kowalczyk, radzyński burmistrz, też nie może spokojnie mówić o działce proponowanej urzędnikom przez Bagińskich do wykupu.
- Miasto to nie mój prywatny folwark! Nie mogę brać z sufitu ceny na wykupienie gruntu pod "ciąg pieszo-jezdny”. Cena, którą oni sobie życzą, jest nierealna. Możemy jednak wywłaszczyć właścicieli. Wtedy rzeczoznawca wyceni te nieruchomości - ostrzega burmistrz.
Jacek Piekutowski, przewodniczący radzyńskiej Rady Miasta, obiecuje, że zbada sprawę spornej działki i problem dojazdu kilku rodzin do ich domów. Zapowiedział, że na następnej sesji wyjaśni to dokładnie.
Ale już w czasie ostatnich obrad, opozycyjni radni zarzucali przewodniczącemu Rady Miejskiej i burmistrzowi, że lekceważą sprawę działki Bagińskich i nie chcą nawet odczytać listu dotyczącego tego problemu.