Strażak po służbie uratował kobietę z pożaru, ale w pracy nie chwalił się tym na lewo i prawo. Dlatego jego szefowie dowiedzieli się o tym przypadkiem.
- Jestem bardzo wdzięczny panu Bajkowskiemu za uratowanie mojej żony. Chciałem mu za pośrednictwem redakcji podziękować. Jako strażak ochotnik wiem, jakiej odwagi wymagało jego działanie - mówi Antoni Poleszuk, komendant gminny Ochotniczej Straży Pożarnej w Piszczacu.
Pan Antoni mówi, że wszystko wydarzyło się 12 września, w środę rano. Nie było go wtedy w domu. Jego żona Krystyna rozpalała w piecu centralnego ogrzewania. Prawdopodobnie zapaliły się panele. Buchnął dym. Zamroczona kobieta wpadła w panikę.
W sąsiednim domu, u mechanika, był akurat 31-letni Mariusz Bajkowski. Nie miał tego dnia służby. Zobaczył, że z sąsiedniego budynku wybiegła starsza kobieta z krzykiem, że się pali. Po czym rzuciła się z powrotem do środka. Pan Mariusz zadzwonił na telefon alarmowy straży i pobiegł z sąsiadem do pobliskiego domu.
- Nic nie było widać. Wszędzie był duszący dym. Wybiłem szybę, aby przeciąg go wyciągnął. Zobaczyłem gospodynię, stała przy kuchence gazowej. Na szczęście zakręciła kurki z gazem. Nie chciała się ruszać ani wyjść. Wyniosłem ją na dwór siłą. Sąsiad zdołał już podłączyć wąż ogrodowy. Polaliśmy płonący okap kuchenny i ściany. Przyjechała straż i podaliśmy staruszce tlen. Karetka zabrała kobietę do szpitala, na szczęście tego samego dnia wróciła do domu. Nic nadzwyczajnego nie zrobiłem. Pewnie każdy by się tak zachował - opowiada Mariusz Bajkowski.
Strażak nie chwalił się swoim czynem w pracy, dlatego jego przełożeni dowiedzieli się o wszystkim przypadkiem i ze sporym opóźnieniem. - Zachował się profesjonalnie. Udzielił kobiecie fachowej pomocy. Wkrótce dostanie nagrodę pieniężną. Wystąpimy też o przyznanie mu medalu za odwagę - mówi starszy kapitan Mirosław Byszuk, rzecznik bialskiego komendanta miejskiego straży.