Radzyń Podlaski: W ubiegłym tygodniu ekipa filmowa magazynu kryminalnego 997 odtwarzała przebieg zbrodni popełnionej w marcu br.
na dwóch obywatelach Armenii
Tuż przed wtorkowym południem spotykamy się w gabinecie szefa radzyńskiej policji podinspektora Grzegorza Miernickiego. Stronę policyjną reprezentuje rzecznik prasowy KWP podinspektor Henryk Czerwiński, jego powiatowy odpowiednik nadkomisarz Mirosław Piecak oraz oficerowie znający dokładnie sprawę. Ekipą filmową dowodzi reżyser Mariusz Brzeziński i jego prawa ręka operator Stanisław Śnieszko. Dogranie konkretów i w drogę. Na radzyński bazar, gdyż tam handlowali obaj Ormianie w dzień poprzedzający nocny mord.
Doszło do niego 1 marca. Obu obcokrajowców w kałużach krwi z poderżniętymi mafijnym sposobem gardłami znalazł właściciel domu, gdzie kwaterowali. Zaniepokoiły go dziwne odgłosy dochodzące z sutereny. Kiedy tam zszedł widok był makabryczny. Wybiegł na zewnątrz i zobaczył dwóch uciekających mężczyzn. Ci na jego widok oddali strzał. Cofnął się i powiadomił policję. Sprawców do dziś nie ujęto.
Ekipa Michała Fajbusiewicza z 997 chce pomóc. Być może materiał telewizyjny naprowadzi na trop morderców. Filmowcy przedstawią jedną z hipotetycznych wersji radzyńskiej tragedii. - To był marzec, musimy więc uważać na szczegóły. Nawet w tle nie może być osób letnio ubranych i liściastych drzew - podkreślają reżyser i operator.
Na bazarze ruch niewielki, ale na widok telewizyjnych samochodów i kamery gromadzi się sporo gapiów. Ekipa rozkłada polowe łóżko i układa rekwizyty. Część to własne, resztę pożyczają od straganiarzy. Akcja i cięcie to często wypowiadane słowa dyrygującego wszystkim reżysera Mariusza Brzezińskiego. Operator ma inne zmartwienie - gapiów, którzy ostentacyjnie wpatrują się w obiektyw kamery. W pewnym momencie nie wytrzymuje i niemal krzyczy "dlaczego wszyscy się patrzą na mnie. Nie możecie państwo gdzie indziej patrzeć? Z tłumku słychać głos rozsierdzonego osobnika. - Tak, tak, bo bardzo urodny. Towarzyszy temu wybuch śmiechu, ale oglądacze się rozchodzą lub chowają za stragany. Trwa żmudne odtwarzanie każdego szczegółu z hipotetycznego przebiegu zdarzeń. Przyjęto założenie ze Ormian, a szczególnie liczone przez nich pieniądze podpatrzyły jakieś rzezimieszki. W rolę ofiar i sprawców oraz świadków zdarzeń wcielają się lubelscy aktorzy. Jednego z Ormian gra aktor z Łodzi. Wypisz wymaluj prawdziwy "Ormiaszka”. Dzięki temu, że odtwórcami są profesjonaliści, a nie przypadkowi statyści, reżyser ma ułatwione zadanie. Pilnuje jednak każdego szczegółu. Kiedy jeden z Ormian mówi do innego zamiast do swidanja, zdrastwujtie natychmiast reaguje. Scenę trzeba nagrywać od nowa. Po kilku godzinach na bazarze w słońcu mamy dość. - Przyjazd takiej ekipy to sporo dodatkowych obowiązków. Musiałem wszystko uzgadniać, łącznie z wynajęciem aktorów - mówi podinspektor Henryk Czerwiński, który z ekipą telewizyjną zna się nie od dziś. Sam zresztą grał w Lublinie generała Hallera dla programu Wołoszańskiego.
Zmieniamy plan filmowy. Udajemy się na miejsce tragedii. Nie to rzeczywiste, gdyż właściciele posesji nie wyrazili zgody. Za dom, w którym zasztyletowano Ormian "robi” inny, na całkiem innej ulicy. Znów kolejne ujęcia, uwagi reżysera i operatora, wyjmowanie rekwizytów.
Tego dnia pobyt ekipy 997 z Radzyniu trwał do późnych godzin wieczornych. Trzeba było bowiem nakręcić sceny nocne. Emisję programu o radzyńskiej tragedii zaplanowano w październiku.