Lubelski poseł PSL Franciszek Jerzy Stefaniuk wrócił wczoraj z tygodniowej wycieczki do środkowoafrykańskiego Konga. Dzielił się tam doświadczeniami na temat demokracji. Za pieniądze polskich podatników, bo to my zafundowaliśmy mu przelot i diety.
Tygodniowe wyżywienie, hotele i wszystkie niezbędne wydatki fundowały władze Konga. Jednak na wizytę posłów poszły też grube tysiące złotych podatników, którzy musieli zafundować posłom bilety. Ile dokładnie kosztował lot z Warszawy do Kinszasy (stolica Konga), tego urzędnicy z Kancelarii Sejmu (płaciła za bilety) jeszcze wczoraj nie wiedzieli. Z ofert linii lotniczych wynika jednak, że bilety do Kinszasy i z powrotem dla dwu osób to wydatek od ok. 4 tys. euro (ponad 16 tys. zł).
Poseł Stefaniuk twierdzi, że jego wyjazd do Konga był bardzo potrzebny. - Niezwykle zabiegała o to strona kongijska. Dla nich wizyta posłów z Polski ma ogromne znaczenie. Spotkaliśmy się z czterema ministrami, przewodniczącym Zgromadzenia Narodowego i Senatu Konga, z gubernatorem Katangi. Zawieźliśmy im tekst naszej Konstytucji przetłumaczony na język francuski - wylicza poseł, który sam francuskiego nie zna.
Parlamentarzysta nie jest jednak zbyt zadowolony z wyjazdu. - To biedny kraj, w którym od lat 60. ciągle dochodzi do zamachów stanu. Wolę Polskę - mówi.
Partyjny zwierzchnik Stefaniuka europoseł Zdzisław Podkański, wiceprezes PSL, nie widzi nic niestosownego w wycieczce do Konga. - Wszystkie liczące się parlamenty tworzą grupy do współpracy z innymi państwami. Po prostu utrzymywanie bieżącej współpracy i dobrych stosunków jest konieczne - podkreśla Podkański.
W ślady Stefaniuka już w sobotę pójdzie prof. Mirosław Piotrowski, europarlamentarzysta Ligi Polskich Rodzin. Tego dnia wybiera się do Australii. Europoseł jest wiceszefem brukselskiej delegacji, która ma utrzymywać kontakty z tym krajem. Koszty wyjazdu w większości pokrywają unijni podatnicy, w tym Polacy.