To nie remont, to samowola budowlana - uznał nadzór budowlany i kazał rozebrać nowy budynek. Dopiero gdy mury znikną, urzędnicy wydadzą pozwolenie na budowę domu. Stanie on dokładnie w tym samym miejscu.
Nie pomogły starania o zalegalizowanie budynku, ani prośby o dobrowolne zapłacenie kary. Nic nie dało też odwołanie do prezydenta RP. Sprawę przejął prokurator, który skierował ją do sądu. Po ponadrocznej walce w urzędach gospodarz nie miał innego wyjścia jak zburzyć ściany świeżo wybudowanego budynku. Gdyby tego nie zrobił, musiałby zapłacić karę - 72 tysiące złotych.
- Połowa materiałów się zmarnowała - Szabelski pokazuje pokruszone pustaki i cegły. - Nadproża, zbrojenia... to wszystko jest do wyrzucenia.
Do ponownego użycia nie nadaje się też kilkaset cegieł najwyższej jakości, z których wybudowany był komin. Gospodarz ocenia, że zniszczone zostały materiały na kwotę około 15 tys. złotych. - Ale najgorszy jest żal, że muszę zburzyć to, co właśnie zbudowałem - mówi Szabelski. - Urzędnicy pokazali, że to oni są górą. Chcieli pokazać, że z paragrafami wygrać nie można. Szkoda że padło akurat na mnie. Mam nadzieję, że teraz dadzą mi spokój.
Szabelski może ubiegać się o pozwolenie na budowę dopiero wtedy gdy budynek zostanie całkowicie rozebrany. Takie warunki postawił mu nadzór budowlany.
- Pojedziemy na kontrolę i stwierdzimy, czy nasza decyzja została wykonana. Jeżeli tak, to wydamy pozwolenie - mówi Bożena Siatka, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Parczewie.
- To paranoja - denerwuje się gospodarz. - Dom rozebrałem tylko po to, żeby za kilkanaście dni zacząć stawiać te same mury w tym samym miejscu. Jak to możliwe, że urzędnicy nie widzą tego paradoksu?