- Kładę się spać w pracy i wstaję w pracy, chociaż owszem - mogę siedzieć w skarpetkach - mówi Norbert Osiński, właściciel firmy "Projmont”
- Tam, po prostu, odpoczywam - twierdzi Anka. - Wiem, jaki mam zakres obowiązków, wiem co mi się należy. A jak się należy, to dostanę. Tam jest niezwykły szacunek dla pracy.
A jednak Anka nie wyklucza, że wróci. Tam skończy szkołę wizażu i może tu założy własną firmę.
Poszukiwania
- Pracowałem w jednym z dużych marketów w Lublinie jako doradca techniczny w zakresie informatyki i nowych mediów. Nastąpiły redukcje i zaproponowano mi założenie własnej działalności. To znaczyło, że zarobię 1 tys. zł, a 700 będę musiał odprowadzić na ZUS. A z czego pokryć inne wydatki: telefon, paliwo etc.?
Mówi, że ciężko było mu podjąć decyzję o zerwaniu, lubił tę pracę. Wtedy wyjechał do Irlandii.
- To był zły moment. Wakacje. Pół Polski tam było. Mieszkania strasznie drogie.
- On dobrze zna język, chciał pracować w swoim zawodzie - wtrąca Anka. - A nie przy jakichś kurczakach czy na budowie.
Nie znalazł takiej pracy. A z kraju dostał telefon, że są zlecenia na projekty. Więc wrócił.
Styl agresywny
- Po ogólniaku wybrałem to, co lubiłem. Jestem ekonomistą- informatykiem. Umiem robić projekty. I tym się zajmuję. Przede wszystkim wykonuję projekty sieci telefonicznej. Ale także np. strony internetowe.
Ma biuro w domu. To są plusy i minusy.
- Plusem jest to, że sam sobie jestem dyrektorem. Ale i sprzątaczką - żartuje Norbert. - Mogę siedzieć w kapciach i w każdej chwili zrobić kawę. Albo pracować po południu czy całą noc. Mogę też balować dwa dni. Tylko, że to trzeba będzie odrobić. Mam ten komfort, że nie umawiam się na konkretną godzinę, a od - do. Bo jeden telefon może wywrócić do góry nogami cały dzień.
Mówi, że każdy, kto ma własny biznes, prowadzi agresywny styl życia. A chcąc przytrzymać zleceniodawcę, wiele rzeczy robi się na maksa. To jest wyczerpujące.
Proza własnego biznesu
We wrześniu oddał projekt za 45 tys. zł. dla warszawskiej firmy budującej w Lublinie nowy market.
- I nic. Do tej pory ani grosza. A ja muszę dokonać opłat z chwilą wystawienia faktury. Czyli - 20 tys. mam w plecy, bo ZUS-u, Urzędu Skarbowego, podwykonawców nie obchodzi, że ja nie dostałem zapłaty. Kosztowały mnie wyjazdy, telefony i jeszcze muszę pieniądze egzekwować na drodze sadowej, i zgłosić dłużnika do Krajowego Rejestru Długów. Myślę, że o tej prozie posiadania własnej firmy mało kto wie - dodaje Norbert.
Przed świętami zrobił projekt. Jednak okazało się, że zgody właścicieli działek są podpisane na druku, który... właśnie został wycofany z obiegu.
Byt zależny
- Dziś tzw. nowy podmiot płaci 250 zł ZUS i z Urzędu Pracy dostaje kilkanaście tysięcy. Taki prezent od państwa - stwierdza. - Ja zakładałem swoją firmę parę lat temu. No dobrze, pal licho te kilkanaście tysięcy. Ale ZUS mógłby być zrównany? Chętnie bym kogoś zatrudnił na etat. Ale dając mu tysiąc złotych, poniósłbym w sumie koszty w wysokości ... 1800 zł. Dlatego zatrudniam na umowę o dzieło. Co na pewno jest dla tej osoby mniej korzystne.
Pytany o urząd przyjazny petentowi mówi, że w zasadzie nie zna takiego...
Pod kliszę
Norbert: - Robię to, co lubię i co umiem najlepiej.
Anka: - Tam chcę skończyć szkołę wizażu i tu założyć własną firmę.