Po raz pierwszy w historii prezydentem Chełma jest kobieta. Agata Fisz w drugiej turze wyborów pokonała 368 głosami dotychczasowego prezydenta Krzysztofa Grabczuka.
A kiedy zwycięstwo było pewne, pani prezydent pofrunęła w górę na ramionach rozentuzjazmowanych sztabowców.
- Jestem naprawdę szczęśliwa - stwierdziła uradowana Agata Fisz. I jak na polityka przystało natychmiast dodała, że zdaje sobie sprawę z ciężaru odpowiedzialności, jaki wzięła na swoje barki. Zapewniła, że ma świadomość zaciągniętego długu wobec mieszkańców miasta i że spłaci go rzetelną pracą.
Wczoraj Fisz nie była jeszcze w stanie precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie, z kim zamierza sprawować rządy w mieście. - Rozmowy na temat obsady stanowisk przed nami - mówi Fisz. - Czy te rozmowy będą dotyczyły także stanowisk wiceprezydentów, tego jeszcze nie wiem.
Tymczasem kolejka kandydatów na współpracowników jest długa. Poza jej partnerami z lewicy, gratyfikacji w zamian za poparcie w postaci stanowisk może oczekiwać Samoobrona RP, PSL i przede wszystkim PiS. Nie na darmo wśród osób, które jako pierwsze składały gratulacje nowej prezydent była poseł z listy tego ugrupowania Beata Mazurek. Widok posłanki z prawej strony sceny politycznej, wylewnie witanej przez działaczy chełmskiej lewicy, postronnemu obserwatorowi mógł się wydać co najmniej oryginalny.
W sztabie wyborczym Krzysztofa Grabczuka, kiedy przewaga Fisz urosła już do ponad 300 głosów, ktoś stwierdził, że teraz, to już może pomóc tylko cud. - Cudów nie ma - rzucił ktoś z sali.
- Naszym naturalnym przeciwnikiem była lewica - mówi Grabczuk. - Nie spodziewaliśmy się, że nóż w plecy wbije nam PiS, ludzie, z którymi przed czterema laty zawiązaliśmy koalicję i którzy w miejskich instytucjach mieli tyle samo stanowisk, co Platforma Obywatelska.
Zwracając się do swojego sztabu i sympatyków, Grabczuk stwierdził, że wraz z nimi przegrał tylko jeden mecz, a gra przecież toczy się dalej. Tak jak na początku wyborczego wieczoru, tak na koniec zaprosił wszystkich do wspólnej modlitwy. Żegnając się zaapelował, by po spotkaniu poświęcić jeszcze chociaż pół godziny na posprzątanie zniszczonych plakatów wyborczych.
Co będzie robił były prezydent? - Jeszcze przed wyborami z różnych stron kraju składano mi atrakcyjne oferty pracy - wyjawia Grabczuk. - Kolejne posypały się, kiedy w świat poszła wiadomość, że nie będę już prezydentem. Jeszcze nie wiem, co ze sobą zrobię, ale z Chełma na pewno się nie wyprowadzę.