Można było czekać na "Perfect” lub "Budkę Suflera”, choć gwiazdy tej klasy zazwyczaj dotrzymują terminów. Sobotni koncert z okazji Dni Chełma "Wolna Grupa Bukowina” zaczęła o prawie godzinę później niż zapowiadano w programie.
Rzeczywiście, po tym jak publiczność podczas ubiegło tygodniowego festynu wychodziła ze stadionu unurzana w błocie, teraz zadbano o jej obuwie i bezpieczeństwo. Przed sceną na płycie bocznej stadionu organizatorzy wysypali piasek. Tłumy karnie czekały na kolejne występy, kto nie dał rady siadał na trawie. Innej możliwości nie było. Stłoczone do granic możliwości ogródki piwne nie były w stanie przyjąć wszystkich gości. Dlatego większość z nich, przede wszystkim dzieci i młodzież, wędrowała po całym obiekcie MOSiR-u z plastikowym szklankami lub puszkami piwa w rękach. Kolejki do barów były równie długie jak do 20 toj-tojek bardziej widocznych niż scena. Gdy grała Bukowina, na płycie głównej panowało całkowite bezhołowie. Porządku strzegło dwóch strażników miejskich, a policja wspólnie ze strażą graniczną pilnowała szlabanów zamykających ruch na ul. I Pułku Szwoleżerów. Kto miał szczęście, mógł zjeść prażoną kukurydzę, zimne, gotowane kolby lub gofra. Stoiska małej gastronomii należały do rzadkości.
Centrum miasta w dniu swojego dorocznego święta ziało pustką i nudą. Mało kto czuł tutaj niecodzienną atmosferę. Chyba tylko ci, którzy mogli napić się piwa na świeżo postawionych ławkach przy pomniku Niepodległości.
- Gdzie to święto - usłyszeliśmy na deptaku przy ul. Lwowskiej. - Komu przeszkadzało to, że bawiliśmy się na pl. Gdańskim. Przecież to tylko raz w roku!
Za tegoroczne Dni Chełma podatnicy zapłacili 70 tys. zł. Do tego trzeba dodać pieniądze sponsorów. Nie wystarczyło na zaproszenie prawdziwej gwiazdy estrady, bo "Baciarka” czy Patrycja Markowska jeszcze nimi nie są. Na otarcie łez zaśpiewały Wilki, największa atrakcja tegorocznego święta. Organizatorzy przygotowali wiele imprez towarzyszących, ale nie było ich po prostu widać. Komu przeszkadzał turniej koszykówki ulicznej na placu, czy inne imprezy rekreacyjne rozgrywane na oczach wszystkich w centrum? Po co budowano deptaki, które w dniu największego w mieście święta powinny tętnić życiem? Dlaczego pozbawiono zarobku sklepikarzy i właścicieli restauracji i piwnych ogródków, z trudem walczących o przetrwanie? Kto zapłaci za zniszczoną trawę na stadionie? Dobrze, że pozostały wspomnienia.