Okres wakacji to dla strażaków czas walki z niebezpiecznymi owadami. Szczególnie niebezpieczne są osy i szerszenie.
- Nie ma dnia, by nasze jednostki nie były wzywane do likwidacji takich gniazd - mówi Kazimierz Szwed, zastępca komendanta Państwowej Straży Pożarnej w Chełmie. - Statystycznie rzecz ujmując 20 procent wszystkich interwencji dotyczy właśnie tego problemu.
lecia, na strychach i w ścianach prywatnych domów, balkonach, a także drzewach. - Staramy się nie niszczyć gniazd. Zabieramy je i przewozimy do lasu - dodaje Szwed. - Nie zawsze jest to jednak możliwe. Czasami trzeba je unieszkodliwić środkami owadobójczymi. Ale to ostateczność - zaznacza.
Strażacy przystępując do usuwania gniazd os czy szerszeni nakładają specjalne ochronne kombinezony. Nie zawsze jednak taki strój jest w stanie uchronić ich przed ukąszeniami. - Taki przypadek spotkał jednego z naszych ludzi - opowiada komendant. - Do tej pory nie wiemy, jak się dostały pod kombinezon. Faktem jest, że kilka z nich go użądliło. Na szczęście stacjonuje u nas pogotowie.
Od razu podano mu odpowiednie leki. Był też pod ścisłą obserwacją lekarzy.
Zwykli mieszkańcy nie mają specjalnych uniformów, które pozwoliłyby im ustrzec się przed użądleniem osy czy szerszenia. A ludzi, których spotkała taka niespodzianka, z dnia na dzień przybywa. – Tak jest zawsze w okresie letnim – wyjaśnia Kazimierz Łopałło, szef chełmskiego pogotowia ratunkowego. – Choć nie ukrywam, że przypadek Ewy Sałackiej sprawił, że ludzie reagują bardziej emocjonalnie. Do naszego ambulatorium zgłasza się więcej pacjentów z dolegliwościami wywołanymi jadem tych owadów. Więcej jest też wyjazdów.
Dyrektor Łopałło przypomina,
że jeśli reakcja na jad nie ogranicza się do miejsca ukąszenia, lecz wywołuje np. wysypkę, zawroty głowy lub biegunkę, trzeba koniecznie pójść
do lekarza. Szczególnie niebezpieczne są natomiast użądlenia w język czy gardło. W takich przypadkach, tylko natychmiastowa interwencja lekarska może uratować życie.