Sąd Okręgowy w Lublinie nie uwzględnił wczoraj wniosku Roberta G. o przedterminowe zwolnienie go z odbywania reszty kary. Nie pomogło mu nawet osobiste poręczenie Krzysztofa Grabczuka, prezydenta Chełma.
Sąd miał jednak inne zdanie. Uznał wczoraj, że wypuszczenie więźnia na wolność byłoby jeszcze przedwczesne. W uzasadnieniu podano m.in. to, że wobec Roberta G. już ośmiokrotnie kierowano wnioski o ukaranie dyscyplinarne za niewłaściwe zachowanie w więzieniu. Mężczyzna deklaruje też przynależność do podkultury więziennej. Na dodatek doszedł mu ostatnio kolejny wyrok – rok w zawieszeniu za podżeganie do składania fałszywych zeznań.
Jak ustaliliśmy, Robert G., o którym prezydent miasta Chełma wypowiada się, że dał się poznać jako osoba odpowiedzialna, był członkiem grupy działającej w latach 1994–1996 na terenie byłych województw: chełmskiego i zamojskiego. Prokurator postawił mu siedem zarzutów, m.in. takie, że kierował pobiciem działacza związkowego z Zamościa i wyłudzał ubezpieczenia komunikacyjne na wielotysięczne kwoty. W maju 2002 r. Sąd Rejonowy w Zamościu skazał go na 5,5 roku pozbawienia wolności. Robert G. odwołał się od tego wyroku. 10 grudnia 2002 r. Sąd Okręgowy w Zamościu zmniejszył wymiar kary do 3,5 roku.
W trakcie procesu Robert G. przebywał w areszcie. Krzysztof Grabczuk oraz spółka Meblotab już wtedy składali za niego poręczenie, ale nie zostały uwzględnione.
– Roberta znam od jego 15 roku życia – mówił przed kilkoma dniami prezydent w rozmowie z Dziennikiem. – Uważam, że każdemu trzeba dać szansę. Podkreślam, że G. odsiedział większość kary. Chciałem dać mu szansę skontaktowania się z rodziną, przede wszystkim z dziećmi.
Wczoraj Grabczuk podtrzymał swoją opinię. Nadal twierdzi, że nie wiedział, co robił jego kolega. Odmówił ponownego skomentowania decyzji. Wody w usta nabrali także chełmscy politycy.
– Nie znam sprawy – powiedział Henryk Dżaman, były prezydent Chełma. – Proszę mnie do tego nie mieszać.