Chełm nie jest jedyną gminą w kraju, gdzie podczas kampanii wyborczej pod adresem samorządu III kadencji padło oskarżenie
o korupcję. Ale jest bodaj ewenementem, że czterech miejscowych radnych i urzędników poczuło się na tyle urażonych, że postanowiło
w sądzie bronić dobrego imienia całego samorządu
Dlaczego zareagowali tak ostro?
- Jako wiceprzewodniczący RM czuję się
moralnie i politycznie odpowiedzialny za kształtowanie opinii o tym gremium w oczach opinii publicznej - mówi. K. Mazurek. - Sam nie biorę łapówek i jestem pewien, że ludzie, z którymi od lat współpracuję, również nie biorą. Inaczej nie byłoby mnie w tym towarzystwie. Pan Raniewicz nie umiał podać konkretnych zarzutów, a swoje posądzenia oparł na bardzo ogólnych badaniach Pentora.
Odpowiedzialności za wszystkich nie chce brać na siebie M. Drygalewicz.
- Występowałam w swoim własnym imieniu, ponieważ poczułam się obrażona - mówi.
Zarówno Maria Drygalewicz, jak i Kazimierz Mazurek podkreślają, że mając za sobą ponad 40-letni staż pracy zawodowej i społecznej nie mogą pozwolić sobie na takie pomówienia i przejść nad nimi do porządku dziennego.
A czy chełmskich urzędników w ogóle próbuje się korumpować?
- Do mnie nikt się z taką propozycją nie zwrócił - mówi Anna Czerwińska-Karapuda, dawniej radna AWS, teraz kandyduje z Komitetu Wyborczego "Kocham Chełm”. - Bo i co może załatwić szeregowy radny?
Kilkunastu chełmian, zapytanych przez nas o to, czy ich przedstawiciele biorą czy nie, w większości odpowiedziało twierdząco, kwitując wypowiedź pobłażliwym uśmiechem. Żaden jednak nie zgodził się na to, aby podpisać się pod takim stwierdzeniem.
- Ja chcę jeszcze pracować - usłyszeliśmy od jednego z nich.
- Znam pana Matuszczaka od wielu lat - powiedziała Ewa Sebastiańska. - To bardzo porządny człowiek. Nie wierzę, żeby kiedykolwiek wziął łapówkę. •