Jeśli szybko nie oczyści się koryta Bugu z leżących tam pni, już niedługo możemy się spodziewać, że rzeka ta wyleje. I praktycznie tyle wystarczy zrobić, by Bug był spokojny.
Groźne pnie
- Widzieliśmy w jego korycie wiele hamujących przepływ wody zwalonych pni drzew - mówi Janusz Szpak, uczestniczący w wizji lokalnej członek Zarządu Woj. Lubelskiego, odpowiedzialny za ochronę przeciwpowodziową. - Płynęliśmy podczas dość wysokiego stanu wody. Gdyby poziom rzeki był niższy, zapewne mielibyśmy spore problemy. I tak w kilku miejscach musieliśmy się przeciskać pomiędzy przeszkodami. Dziś zagrożenia powodziowego co prawda nie ma, ale tamujące przepływ pnie należy usunąć przynajmniej na kilku najniebezpieczniejszych odcinkach.
Leżące w korycie rzeki pnie powodują podniesienie poziomu wody. Im jest ich więcej, tym woda musi się podnosić wyżej. A to może spowodować, że fala powodziowa może rozlać się po nadbużańskich miejscowościach.
Powódź bez strat
Że wylewa i dziś? Owszem, ale nie czyni większych szkód. Bo mieszkańcy nadbużańskich miejscowości wiedzą, w których miejscach rzeka wylewa i na tych tzw. terasach zalewowych nie uprawiają niczego cennego, ani tym bardziej się nie budują. Co roku odcinane od świata Kolemczyce były odcinane wodą od zawsze. Ale domów Bug nie zalewa. Tylko ogródki działkowe we Włodawie, ale leżą one właśnie na terenach zalewowych.
Tam, gdzie rzeka co roku się rozlewa, są zwykle tylko łąki i zarośla. I właśnie one są najlepszym sposobem zapobiegania powodziom. Uświadomiono to sobie już dawno na Zachodzie. I Ren, który od dawna był faktycznie zamkniętym w wałach kanałem, bardzo często czynił ogromne szkody. W końcu terasy zalewowe, zamienione na pola i plantacje, z powrotem zwrócono naturze, obsadzając drzewami i krzewami. Wały przeciwpowodziowe przesunięto poza granicę terenów zalewowych. I odtąd Ren przestał szkodzić. Co roku zalewa co jego i dalej się nie posuwa. Wylewa z rzadka, tylko w katastrofalne lata.
A u nas katastrofalne powodzie są na obwałowanych Wiśle i Odrze. A niewiele od nich mniejszy dziki Bug nie szkodzi. I warto ten stan zachować. Tym bardziej że dzika rzeka jest niesamowitą atrakcja turystyczną. A zwłaszcza dzika rzeka graniczna.
Jak Amazonka
- Brakuje tylko papug i krokodyli - zachwalają uroki Bugu studenci UMCS, którzy od kilku lat organizują spływy Bugiem. - Nad rzeką zwieszają się gęste zarośla. Na drzewa wspinają się liany chmielu, dostępu do wody bronią dwumetrowe pokrzywy. Gdyby jeszcze na drzewach wrzeszczały kolorowe papugi zamiast czarnych wron, a w wodzie pluskały ogonami krokodyle, można by pomyśleć, że to nie Bug, ale Amazonka. No i ta egzotyczna przyroda. Całe masy błękitnych zimorodków. Dostojne czaple, bobry. Nad Bugiem sławna jest kolorowa, żółto-brązowo-błękitna żołna, która tutaj ma jedyną w Polsce kolonię lęgową.
Atrakcyjna sistiema
Studenci deklarowali, że mogą dla nadbużańskich gmin wykonać wiele badań. Mogą prowadzić drobne konserwacje zabytków. No i oczywiście zachwalają Bug jako wspaniałe miejsce do wypoczynku. Samorządy lokalne, zwłaszcza włodawski i uhruski robią co mogą, aby nasza graniczna rzeka stała się atrakcją turystyczną. W Woli Uhruskiej, dzięki bytyńskiemu kąpielisku już się stała.
Gmina Włodawa chce uruchomić spływy Bugiem. Ich dodatkową atrakcją, poza przepięknymi krajobrazami, są zachowane jeszcze po stronie białoruskiej elementy granicznej "sistiemy”, z liniami drutów kolczastych i izolatorami po przewodach pod napięciem. Takie widoki to niesamowita gratka, zwłaszcza dla turystów zagranicznych. Bug trzeba chronić takim, jaki jest. Bo równie pięknej i dzikiej rzeki nie znajdziemy w naszej części Europy.