W Santa Barbara w Kalifornii zmarł Tomasz Blatt, jeden z ostatnich ocalałych z obozu zagłady w Sobiborze. Większość swojego życia poświęcił dokumentowaniu zbrodni
Przywracanie prawdy o Sobiborze stało się życiową misją Blatta. Miał ku temu szczególny powód. Kiedy w 1957 r. w Izraelu przekazał swoją pisemną relację z pobytu w Sobiborze jednemu z byłych więźniów Oświęcimia, usłyszał, że ma niezwykle bujną fantazję. Jego rozmówca pierwszy raz słyszał o tym obozie. Kilkanaście lat później – krótko po premierze filmu „Ucieczka z Sobiboru” w reż. Jacka Golda – na Uniwersytecie Jagiellońskim, jeden z profesorów (a zarazem były więzień Oświęcimia) skwitował film słowami „hollywoodzka szmira”.
Lepsze warunki w obozie
– Moim słuchaczom, podobnie jak i wielu widzom filmu, trudno było zrozumieć, że tak dobrze wyglądaliśmy. Chodziliśmy bez obozowych numerów i bez pasiaków, odwiedzaliśmy się nawzajem w barakach, kochaliśmy się, mieliśmy wiele swobody –tłumaczył Blatt. – Tak było, bo Sobibór nie był obozem koncentracyjnym, jak Oświęcim czy Majdanek, gdzie więźniów wyniszczał głód i praca ponad siły.
Tomasz Blatt urodził się 15 kwietnia 1927 r. w Izbicy k. Zamościa. Gdy wybuchła wojna rodzice Blatta ze sfałszowanymi papierami po zmarłym rówieśniku wyznania rzymskokatolickiego wysłali chłopca na Węgry. Jednak niemiecki patrol wyciągnął go z pociągu. Po ucieczce z więzienia opłacony przez ojca volksdeutsch przywiózł chłopca z powrotem do domu. Wkrótce razem z rodzicami i bratem i tak trafił do sobiborskiego obozu.
Ucieczka
Kto widział „Ucieczkę z Sobiboru”, ten zna dalsze losy Tomasza, w filmie małego, sprytnego Toivi. Tego, który w końcowej sekwencji filmu podprowadzi kolejnych SS-manów na rzeź. On sam uważał, że Niemcy popełnili błąd, kierując do tego obozu radzieckich jeńców o żydowskich korzeniach. Żołnierze zastali w obozie zorganizowaną siatkę konspiracyjną i z marszu włączyli się w jej działalność.
– Rozważaliśmy różne plany ucieczki – wspominał Blatt. – Jednego byliśmy pewni: Niemców należało zabić w ciągu jednej godziny. Cicho, pojedynczo, w ustronnych miejscach. Potem stawić się, jak co dzień, na placu apelowym, powiadomić wszystkich jeszcze niewtajemniczonych, i pod wodzą współpracujących z maszą organizacją kapo pomaszerować w stronę głównej bramy obozu, licząc na to, że ukraińscy strażnicy do końca się nie zorientują.
Panika
Plan się nie powiódł. W obozie wybuchła strzelanina i panika. W ogólnym zamieszaniu więźniowie sforsowali ogrodzenie. Ci, którzy pierwsi wybiegli na wolną przestrzeń, trafili prosto na miny. Zginęli, torując drogę innym. Wśród uciekinierów był także Toivi. 200 m dalej, w lesie, wreszcie poczuł się wolny.
– Kilkakrotnie odwiedzałem Tomasza w jego domach w USA – wspomina Marek Bem, który o dziejach obozu napisał pracę doktorską. – Dużo rozmawialiśmy o jego przeszłości. On miał wielką potrzebę dzielenia się tym, co przeżył. Nie przestawał o tym opowiadać, a ja jego słowa nagrywałem.
14 października 2013 r. podczas obchodów 70. rocznicy powstania w obozie zagłady w Sobiborze Tomasz Blatt został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Była to jego ostatnia wizyta w Polsce. Zmarł 31 października w USA. Miał 88 lat.