Najmroczniejsze scenariusze pisze życie - nie ma żadnej przesady w tym zdaniu zamieszczonym na okładce zbioru reportaży Izy Michalewicz. Historie przez nią opisane są wstrząsające. Tym bardziej, że prawdziwe.
„Zbrodnie prawie doskonałe” to z pewnością propozycja dla miłośników kryminałów. Ale w odróżnieniu do powieści, nie wszystkie przypadki udaje się tu rozwikłać. Niektóre reportaże są tylko zapisem policyjnego śledztwa, które w pewnym momencie utknęło i nie dało się toczyć dalej. Sprawca nie został ujęty, nie odpowiedział za zbrodnię. Nadal jest na wolności i może mieszkać w sąsiedztwie.
Żeby takich śledztw było jak najmniej w poszczególnych komendach wojewódzkich policji zaczęły przed kilkunastu laty powstawać jednostki nazwane Archiwum X. Tak właśnie zatytułowany był serial z pogranicza kryminału i science-fiction, w którym dwójka błyskotliwych detektywów odkrywała tajemnice często nie z tego świata. Do policyjnego Archiwum X trafiają zaś najpoważniejsze sprawy zbrodni, których nigdy nie udało się rozwiązać. Sprawy często już zapomniane, których akta przez lata leżały zakurzone w archiwum, do których raz jeszcze sięgają najbardziej doświadczeni policjanci, często już na emeryturze. I analizują je od początku, zeznanie po zeznaniu, dowód po dowodzie. Żmudna, kosztowna i mało efektowna praca, bo spektakularne, medialne efekty owszem zdarzają się, ale bardzo rzadko.
Iza Michalewicz opisuje kilka takich śledztw. Policjantom dotąd nie udało się znaleźć mordercy Danuty, młodej dziewczyny, której ciało znaleziono na trawniku w Zakopanem. Kiedy już po latach wydaje się, ze sprawca został ustalony, oskarżony i trafia do więzienia to okazuje się, że jest zbyt dużo wątpliwości, że to tak naprawdę on. Inaczej jest w reportażu zatytułowanym „Maska” kiedy sprawcę znamy, ale autorka próbuje ustalić dlaczego dopuścił się okrutnego zabójstwa.
Głośna ostatnio była sprawa Tomasza Komendy, który przesiedział 18 lat w więzieniu niesłusznie skazany. Tak samo było w przypadku brutalnego morderstwa w Tczewie, gdzie za zabicie dziecka do więzienia trafił upośledzony mężczyzna, który przyznał się do winy, bo wymusili to na nim policjanci. Prokurator i sąd, czyli wszyscy ci, którzy mieli obowiązek odnaleźć i ukarać właściwą osobę, wsadzili do więzienia niewinnego człowieka. A najgorsze jest to, że prawdziwy sprawca, którego można było ująć po pierwszym morderstwie, gdyby śledztwo przeprowadzono prawidłowo, zamordował po kilku latach kolejnego chłopca. I dopiero wtedy, po zatrzymaniu przyznał się również do pierwszego mordu.
Dlatego książka pozostawia smutne wrażenie, że w wielu przypadkach działalność policjantów z Archiwum X nie byłaby w ogóle potrzebna, gdyby ich koledzy wcześniej prowadzili śledztwo rzetelnie, odpowiedzialnie i sumiennie. Bo błędy popełnione na początku są już zazwyczaj nie do naprawienia.