Layers of Fear to polski horror i inspirowany XIX-wiecznym malarstwem. Dzis gra ma swoją premierę w wersji Masterpiece Edition z dodatkami i bonusami.
Gra polskiego studia Bloober Team zadebiutowała w lutym tego roku i doczekała się bardzo pozytywnych opinii wśród graczy: na dziś 93 proc. recenzji spośród 4 880 jakie znajdziemy na Steamie to recenzje pozytywne.
Na początku sierpnia pojawił się dodatek Inheritance, a dziś premierę ma Layers of Fear: Masterpiece Edition.
Co w niej znajdziemy?
Grę ze wspomnianym dodatkiem, artbook, plakat, cyfrowy soundtrack i fankit.
Całość kosztuje 59,90 złotych, a wygląda tak:
A o co chodzi w samej grze?
To przede wszystkim intrygująca historia, dobra oprawa graficzna, kilka równie dobrych pomysłów i trochę strachu. To również gra liniowa, w której im dalej, tym już niestety mniej strasznie.
Gra zabiera nas do XIX-wiecznej angielskiego posiadłości. Tam, dzięki porozrzucanym w różnych zakamarkach notatkom i listom już na wstępie dowiadujemy się o naszej profesji. Wcielamy się w malarza, który czasy swojej świetności ma już za sobą; teraz zaś próbuje dokończyć swoje tajemnicze, niezwykle ważne dzieło.
Naszym zadaniem jest zebranie najważniejszych komponentów obrazu, który zmienia się z każdym kolejnym przedmiotem. Brzmi nudno? Rzeczywiście, miłośnicy dynamicznej rozgrywki nie mają tu czego szukać. Layers of Fear należy do popularnych ostatnimi czasy "symulatorów chodzenia". To gra podobna do takich tytułów jak w Penumbra czy Amnesia: chodzimy, otwieramy masę drzwi, przeszukujemy szuflady, czytamy notatki i listy, rozszyfrowujemy napotkane wskazówki.
Czasem trzeba rozwiązać jakąś zagadkę, zwykle niezbyt wyszukaną. Łamigłówki w Layers of Fear zwykle polegają na znalezieniu kartki z zapisanym szyfrem do sejfu bądź zebraniu odpowiedniej ilości bierek. Po pewnym czasie staje się to nużące, podobnie jak elementy horrorowe.
Poczucie zagrożenia, intensywne na początku, zanika wraz z postępem rozgrywki. Trochę za dużo tu straszenia klasycznymi metodami: cos skrzypi, coś chrypi, coś przemyka w cieniu, coś wyskoczy zza drzwi. Zasadę, że najbardziej boimy się tego, czego nie widać, świetnie wykorzystywaną przez twórców wspomnianych wcześniej gier czy równie udanej produkcji jaką był Outlast, tutaj zastąpiono nagłym "bu!".
Jednak Layers of Fear, choć jej "zasób strachów" wyczerpuje się za szybko, tworzy swój własny, specyficzny klimat, miejscami przypominający opowiadania E. A. Poe (przede wszystkim "Zagładę domu Usherów").
Brak wysublimowanej grozy nadrabiany jest estetyką groteski: gęstą, "brzydką", a przy tym zachwycającą kolorami i kształtami. Pod tym względem twórcy z Bloober Team dają miejscami brawurowy popis wyobraźni.