Podróże w czasie są możliwe – to pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy po odpaleniu krążka z nowymi Osadnikami. Recenzja gry The Settlers: Narodziny Kultur.
Egipcjanie kontra Bawarowie kontra Szkoci
Gra składa się z jedenastu misji połączonych lekko zakręconą i przyznam: mało ciekawą fabułą. Do naszej dyspozycji oddano trzy frakcje: Egipcjan, Bawarów i Szkotów. Egipcjanie to doskonali gospodarze, którzy w walce polegają głównie na swojej liczebności (bo wojownicy z nich kiepscy). Szkoci z kolei specjalizują się w wojnie. Z drugiej jednak strony słabo im wychodzi zarządzanie swoją mieściną. A Bawarowie miłują piwo i… niewyróżniający się na żadnym polu.
Cele misji nie są zbyt zróżnicowane: przeważnie ograniczają się do wybudowania odpowiednich budynków lub wyprodukowania konkretnych produktów. Czegoż jednak więcej można spodziewać się po grze ekonomicznej?
Niezależnie od stawianych przed nami celów, drogą do ich osiągnięcia będzie za każdym razem budowa/rozbudowa naszej osady. Stawiamy kolejne budowle, łączymy je odpowiednio drogami i patrzymy, jak nasi mali, śmieszni osadnicy uwijają się nosząc towary pomiędzy rozmieszczonymi na drogach chorągiewkami.
Ważne jest, aby nasza osada była samowystarczalna: jeśli np. zabraknie nam w pewnym momencie desek, nie będziemy mogli budować kolejnych struktur, jeśli nie wydobędziemy odpowiednich surowców, nie będziemy mogli produkować odpowiednich narzędzi itd.
Sieć tego typu zależności utkana jest w sposób dość przejrzysty i przemyślany. Gracz szybko zorientuje się, że niektóre struktury lepiej stawiać blisko siebie (np. chatę drwala dobrze postawić obok tartaku), ale ta wiedza to za mało, żeby dobrze zaprojektować swoją osadę.
Trzeba się czasem nieźle napracować, żeby wszystko działało jak w zegarku. Należy również pamiętać, że w osiągnięciu celu przeszkadzają nam także wirtualni przeciwnicy. Walka oczywiście jest w tej grze obecna. Nie spodziewajmy się jednak rozbudowanych opcji strategicznych. Settlersi to przede wszystkim gra ekonomiczna, a potyczki zbrojne są tutaj swego rodzaju dodatkiem i niekoniecznie jedynym i najlepszym sposobem na osiągnięcie zamierzonych celów.
O ile sama rozgrywka praktycznie nie zmieniła się w stosunku do pierwszych części serii, o tyle grafika, na szczęście, już tak. Trzeba przyznać, że pod tym względem gra prezentuje się całkiem nieźle, nawet na zbliżeniach. Oprawa ma charakterystyczny kreskówkowy klimat, który mnie osobiście bardzo przypadł do gustu; ciepłe pastelowe kolory, charakterystyczne pękate, nieco gapowate postacie.
Miło popatrzeć na takie widoki, zwłaszcza, że za oknami mróz trzaska aż miło. Jedyną rzeczą jaką moim zdaniem, należałoby dopracować, to wygląd postaci pojawiających się w przerywnikach dialogowych. Podczas rozgrywki na ekranie nieraz pojawiają się postacie, które dają nam rady, oznajmiają cele albo po prostu sprzeczają się między sobą. Czasami ta wymiana zdań może być nawet zabawna, ale modele wspomnianych bohaterów są dość kiepskiej jakości, a animacja… cóż, w zasadzie jej nie ma (np. mówią z zamkniętymi ustami).
Muzyka w grze także jest przyjemna. Zależnie od tego, jaką gramy frakcją, usłyszymy motywy dla niej charakterystyczne. Utworów tych może nie ma zbyt wiele, ale są miłe dla ucha i nie nużą nawet po wielu godzinach grania. Dźwięki również stoją na wysokim poziomie i też wpisują się w kreskówkowo-bajkowy klimat. Co bardzo ważne: gra działa płynnie nawet na nieco starszych komputerach.
W dodatku przez dość długi czas grania nie natknąłem się na żadne poważniejsze błędy utrudniające rozgrywkę, co przecież nagminnie zdarza się nawet w znacznie większych i droższych produkcjach.
Gra posiada tryb multiplayer. Niby nic w tym nadzwyczajnego, tryby rozgrywki też nie są jakieś szczególnie odkrywcze. Bardzo fajną, swego rodzaju nowością jest za to wirtualne lobby. Możemy w nim pochatować z innymi graczami, dostępne są tam także mini gry (np. w karty), które są miłym urozmaiceniem w oczekiwaniu na rozgrywkę.
Przyznam, że naprawdę dobrze bawiłem się powracając po latach do świata Settlersów. To wesoła i odprężająca rozgrywka. Malkontenci mogą narzekać, że dostajemy produkt, który od tego sprzed dziesięciu lat różni się jedynie lepszą grafiką. Dla mnie to zaleta, a nie wada.
Humor i lekkie podejście do tematu gier ekonomicznych to kolejne plusy produkcji. Jeśli chodzi o minusy, to w zasadzie trudno tutaj jakieś wymienić. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to wtórność rozgrywki. W niemal każdej misji mamy do czynienia z tym samym, a rozgrywka po pewnym czasie może wydać się dość monotonna.
Z drugiej jednak strony to zarzut, który mógłbym wystosować pod adresem praktycznie każdej gry ekonomicznej. Polecam tę grę każdemu, kto jeszcze nie miał okazji zapoznać się z Osadnikami.
Nasza ocena: 5-/6