"Zostanę tu do śmierci". Remigiusz Thiede protestujący pod urzędem w Pruszczu nie żyje.
W jego przekonaniu to właśnie oni w czasach PRL-u przyczynili się do zmarnowania mu życia, choć większość z niego spędził w więzieniu. I to nie za przekonania, a z reguły za kradzieże.
W ostatnim tygodniu czerwca pojawił się w Urzędzie Gminy Pruszcz, by odebrać zasiłek - 564 zł. Usłyszał, że wypłata odbędzie się następnego dnia. Wzburzony postanowił zaprotestować.
Wymościł sobie więc legowisko przy głównym wejściu. Koce, śpiwór i baniaki z wodą służące za podgłówek. Była jeszcze mała szachownica przygotowana do gry. Na poręczy powiesił karton informujący o celu protestu.
Najwyżej umieścił oświadczenie, że godzi się na filmowanie i fotografowanie. Niestety, nie zjawiła się wyczekiwana telewizja. Dziennikarka "Pomorskiej”, Agnieszka Romanowicz, jako jedna z nielicznych zainteresowała się sprawą.
- Mam już dość żebrania o godne warunki do życia. Domagam się uszanowania moich praw - chorego i oszukiwanego! - tłumaczył naszej koleżance.
Uważał, że wójt ma obowiązek zapewnić mu: wykup recept, wyżywienie oraz transport na zabiegi rehabilitacyjne. Takie żądania nie mogły zostać spełnione, o czym powiedziano mu wprost. Wtedy Thiede zapowiedział, że będzie głodował do wyborów, a może nawet do śmierci. Jak powiedział, tak zrobił. Z tą różnicą, że w pewnym momencie zrezygnował z głodówki. Po kilku dniach "wtopił się w krajobraz”. Rano witał się z Markiem Jędrzejewskim otwierającym urząd, po południu życzył wójtowi rozbicia się na najbliższym drzewie. - Udawałem, że tego nie słyszę - wspomina Franciszek Koszowski, wójt Pruszcza.
Znacznie życzliwiej odnosił się do pracowników pomocy społecznej, gdzie codziennie o godz. 15, tuż przed zamknięciem biur, napełniali mu termos herbatą. Są przekonani, że nie był głodny. Wydano mu unijną żywność. - Trzy litry mleka, dwa słoiki dżemu, dwie puszki obiadowe, trzy pokaźne paczki herbatników - wylicza Grażyna Poczwardowska, p.o. zastępcy kierownika OPS. - Regularnie odwiedzała go córka dbając o to, by miał wodę i jedzenie.
O tym, że mężczyzna jest w stosunkowo dobrej kondycji zainteresowani upewnili się w miniony czwartek. Pielęgniarki zmierzyły mu ciśnienie i poziom cukru. Jedno i drugie było w normie.
W minioną niedzielę czuł się jednak źle. Narzekał na upał i problemy z oddychaniem. - Ale było tak gorąco, że nawet zdrowi skarżyli się na zaduch - mówi Jerzy Grygiel, mieszkaniec budynku, w którym mieści się urząd gminy. - Dyskutowaliśmy o meczu siatkówki i wyborach. Gdy dowiedział się, że wygrał Komorowski strasznie się zdenerwował.
Wczoraj, tuż przed godziną siódmą martwego mężczyznę znalazł pracownik UG. Lekarz stwierdził zgon. Dziś mają być znane wyniki sekcji.