Ważącą ponad 500 kg i mierzącą prawie cztery metry rybę wyłowiono na Hawajach, gdzie odbywał się konkurs dla wędkarzy. Walka z marlinem trwała cztery godziny.
Nie interesowało ją jednak, czy zostanie zdyskwalifikowana. Chciała za wszelką cenę złowić ogromną rybę.
"Nie przyjechałam tutaj, żeby ustanowić rekord świata. Nie miałam zamiaru nawet wygrywać konkursu. Zależało mi na złowieniu wielkiej ryby, ale nie przypuszczałam, że przytrafi mi się coś takiego" - powiedziała.
Palmer, by wziąć udział w rywalizacji musiała, tak jak każdy uczestnik, zapłacić 9000 dolarów wpisowego.
"Znam ludzi, którzy z powodu znacznie mniejszej kwoty próbowali oszukiwać. Ja też bym teraz tak mogła postąpić, ale nie mam takich ambicji. Dla mnie najważniejszy jest rekord świata i może zostanę wpisana do księgi Rekordów Guinnesa?" - zastanawiała się.
Na oceanie łatwo o oszustwa. Każdy sam jest sędzią, nie ma kamer, które przestrzegałyby określonych reguł, dlatego też tak łatwo byłoby oszukać.
Palmer zaznaczyła jednak, że nigdy nie przyszło jej to do głowy. "Jedynym pytaniem było, czy uda mi się w jakikolwiek sposób wyciągnąć marlina z oceanu" - podkreśliła.
Wszystkie ryby, które w trakcie konkursu zostały złapane zostały ponownie wpuszczone do wody. Tylko te, które zdechły zostały sprzedane na rynku.
Neal Isaacs, kapitan statku, na który wciągnięto rekordową rybę, powiedział, że początkowo nikt nie zdawał sobie sprawy, z kim walczą. On sam skupił się na tym, by tak ustawić statek, by ułatwić pracę wędkarzom. Palmer nie chciała się poddać i w końcu udało jej się, ją wciągnąć. Wiadomo - gdzie wędkarz nie może... (PAP Life)