Od rana jest gorąco we Francji i nie chodzi tu o pogodę, a o publikację satyrycznego i skandalizującego magazynu Charlie Hebdo (Tygodnik Charliego).
Zadysponował także pozamykanie na piątek, który jest świątecznym dniem muzułmanów i mają wtedy więcej czasu, francuskich ambasad, instytucji kulturalnych i szkół w dwudziestu państwach islamskich.
Charbonnier pyta: Czy wolność prasy jest prowokacją? Przypomina też, jakie karykatury dotyczące chrześcijaństwa, Żydów czy Ameryki publikowane są w świecie muzułmańskim, gdzie budzą wielką radość.
Wielki gniew budzą natomiast rysunki satyryczne publikowane przez innych. Nawet jeżeli ci, co podpalają cudze ambasady, nigdy karykatur nie oglądali.
– Te rysunki zaszokują tych, którzy pragną być zaszokowani, czytając gazetę, której nigdy nie widzieli – mówi Charb przed kamerami telewizji online iTele.
Tygodnik ma formułę prześmiewczą i dotyczy to wszystkiego i wszystkich, a nie tylko i specyficznie muzułmanów.
Wali jak w bęben w środowiska żydowskie, ironizując nawet z ich stosunku do Holocaustu, nie oszczędza Kościoła zarzucając mu obłudę, piętnując pedofilię, niekiedy sugerując nawet, że w instytucji tej Bóg jest... nieobecny.
We Francji, liczącej 66 milionów mieszkańców (z czego 63 mln w części europejskiej) mieszka około ośmiu milionów wyznawców islamu. Gdyby przyszło im do głowy okazywanie niezadowolenia, z pewnością może dojść do zamieszek na dużą skalę. Katastrofiści mówią nawet o "podpaleniu Francji”.
Realiści zwracają uwagę, że Francja tradycyjnie uchodzi za kraj sprzyjający muzułmanom i zapewne nie zaryzykują rozrób. Francuska Rada Kultu Muzułmańskiego (CFCM) zaapelowała już do wyznawców Allaha we Francji, "by nie ulegli tej prowokacji” w związku z "kolejnym bezprzykładnym aktem islamofobii” jakim są rysunki w "Charlie Hebdo”. Apel nastąpił zanim ktokolwiek mógł te rysunki zobaczyć.