Pracodawca zafundował nam firmową wigilię w Czarciej Łapie. Na wybór knajpy przez nasze snobistyczne baby miał wpływ program Gesslerowej. To co działo się w tej knajpie to była wręcz żenada.
UWAGA! CZY TA INFORMACJA BYLA WERYFIKOWANA, CZY MAMY NAMIARY DO PANI DOROTY, KTOS SIE Z NIA KONTAKTOWAL, WIEMY, ZE TO NIE JEST KONKURENCJA CZARCIEJ LAPY?
WIEJAK
Pracodawca zafundował nam firmową wigilię w Czarciej Łapie. Na wybór knajpy przez nasze snobistyczne baby miał wpływ program Gesslerowej. To co działo się w tej knajpie to była wręcz żenada.
Gdy przyszliśmy stoły były puściutkie. W knajpie brak jest szatni, co jest problemem przy większych imprezach, bo pojedyncze wieszaczki nie rozwiązują sprawy, a wręcz przewracają się pod dużą ilością ubrań.
Na stołach oprócz sztućców, szklanek i kieliszków (tych ostatnich w zbyt małej ilości) nic innego przez ponad pół godziny po zakontraktowanej godzinie rozpoczęcia imprezy nie było. Po pewnym czasie rozniesiono półmiski ze śledziami, które po chwili zostały ze stołów wyniesione, podobno kucharz zapomniał posypać bakaliami i poprawiał ten błąd.
Zaraz po podaniu śledzi zaczęto też roznosić talerzyki, które również po chwili kelnerzy zaczęli sprzątać. Zupę przyniesiono nam po ok. godzinnym oczekiwaniu, oczywiście już zimną ( no może trochę przesadziłam, jeszcze trochę letnią) wigilijny barszcz, to była woda zabarwiona sokiem z buraków z jakimś malutkim oczkiem tłuszczu, żeby ukryć brak smaku przyprawiono ją do tego stopnia czosnkiem, że nic innego się nie czuło, a mój mąż jęczy, że strasznie śmierdzę czosnkiem.
Chwilę przed barszczem kelnerzy przynieśli nam susz wigilijny, który w warunkach domowych jest moim ulubionym napojem, ale nie ten o smaku papierosów.Po zupie znów siedziałyśmy dłuższy czas głodne po całym dniu pracy, na stołach stały półmiski ze śledziami i sandaczem, ale nie wszyscy mogli to jeść, bo tylko część osób miała talerzyki, w końcu użyłyśmy podstawek pod filiżanki od barszczu. W końcu po dłuższym czasie zaczęto podawać danie ciepłe. Surówka była twarda, zbyt grubo pokrojona i zagrzana położoną na niej gorącą rybą. Część osób otrzymało karpia surowego w środku. Nie mogę się przyczepić tylko do pieczonych kartofli.
Potem wiele osób zamówiło coś słodkiego, ciasta miały małe porcje w porównaniu z innymi lubelskimi knajpkami i były podane dosyć nieestetycznie. Obsługa była na całej linii niefachowa. Smakowo dobre były właściwie tylko śledzie i pieczone ziemniaki.
To wstyd dla miasta, że w tak reprezentacyjnym miejscu jest tak fatalna knajpa, która ma klientów głęboko gdzieś.
Pozdrawiam, Dorota.
(Imię i nazwisko do wiadomości redakcji.
Czekamy na kolejne recenzje
kuchnia@dziennikwschodni.pl
Nie zgadzasz się z recenzentem napisz:
kuchnia@dziennikwschodni.pl