Od zawsze uważam, że najlepsze naleśniki są ze szpinakiem i serem.
Od zawsze uważam, że najlepsze naleśniki są ze szpinakiem i serem. Nawet jeśli patrzycie na szpinak z obrzydzeniem zakorzenionym od przedszkolnych czasów, warto ich spróbować. Jestem przekonana, że przez te naleśniki istnieje szansa na przywrócenie szpinaku do łask Waszych podniebień.
Smażę cieniutkie naleśniki gryczane albo pszenne. Ja wolę te gryczane.
Na patelni rozgrzewam dwie łyżki masła, dodaję dwa małe, roztarte ząbki czosnku, posiekaną małą cebulę i sporo świeżo startej gałki muszkatu. Kiedy roznoszą się już wspaniałe aromaty, ale absolutnie nic się nie przypala, dodaję płaską łyżkę mąki i chwilkę mieszam, zmniejszam ogień do minimum i na to wrzucam całą paczkę zamrożonego szpinaku. Kiedy ukazują się małe wulkaniczne kratery plujące zieloną masą, mieszam, dodaję soli i bazylii.
Na podsmażone naleśniki nakładam gruby pierścień szpinaku zostawiając około cm obrzeża i około 7 cm kółko w środku. Obrzeże, zakładam na szpinak tworząc rodzaj koperty z wielkim zielonym oknem. Przenoszę naleśniki na natłuszczoną blachę, w zielone okna wkładam słońce, czyli wbijam jajko, które solę i pieprzę. Całość, poza żółtkiem zasypuję obficie startymi wiórami pleśniowego sera, posypuję zielonym pieprzem z zalewy i zapiekam, do ścięcia jajka i rozpuszczenia sera. Podaję ozdobione w rogach listkami bazylii, czasami koktajlowym pomidorkiem
I nich mi ktoś powie, że szpinak jest niedobry!